wrz 27 2024
42 Edycja Rawa Blues Festival 2024
Oprac. Radosław Czapski na podst. materiałów prasowych organizatora.
5 października w katowickim Spodku odbędzie się 42 edycja festiwalu Rawa Blues.
Znamy już listę wszystkich wykonawców, którzy wystąpią podczas imprezy. Na Dużej festiwalowej scenie zaprezentują się:
Koncert na Dużej Scenie poprowadzi tradycyjnie Jan Chojnacki.
W konkursie na Małej Scenie udział wezmą:
Sprzedaż biletów rozpoczęła się 7 maja!
tu kup bilet
Największą gwiazdą tegorocznej imprezy będzie występ formacji Blood Brothers, którą tworzą Mike Zito oraz Albert Castiglia.
Zarówno Zito jak i Castiglia to wirtuozi, ale także panowie o ogromnym poczuciu humoru, znakomicie nawiązujący kontakt z publicznością i rozpalający w niej żywy ogień entuzjazmu. Na scenie (i poza nią) świetnie się rozumieją, co bez trudu przekładają na jakość ich muzyki, na to, jak oddziałują na publiczność, na energię, która udziela się słuchającym i na show, który długo pozostaje w pamięci.
Mike Zito
Mike Zito, którego bywalcy Rawy Blues znają z koncertu w roku 2022 (a nie był to wówczas jego pierwszy pobyt w Polsce) od lat jest w trasie, w najróżniejszych konfiguracjach, a to z formacją złożoną z gwiazd Royal Southern Brotherhood, a to z zespołem The Wheel. Nazwisko Zito znaleźć można nawet na reklamowanej przez artystę… kawie! Dla wielu gitarzystów jest wzorem, wielu też go uwielbia i garną się do niego (w internecie można zobaczyć nagrane przez Mike’a Zito lekcje). Ale istotny jest też jego charakterystyczny zachrypnięty głos, bo artysta zawsze podkreśla, że najważniejsze nie są dla niego instrumentalne popisy, ale udane piosenki. Jest wszak znakomitym kompozytorem i producentem.
To kolejny z wielkich artystów, który choć jest w stanie zagrać 250 koncertów w roku, zawsze powie, że rodzina jest dla niego najważniejsza. Dba też o współpracowników, którym gotów jest rano przynieść kawę. Zanim zaczął karierę wybitnego gitarzysty pracował w sklepie z instrumentami. Tam dzięki tym, którzy przysłuchiwali się, jak gra odkrył, że ma własne brzmienie. Wciąż szukał miejsca, gdzie mógłby swobodnie być sobą i tak jest po dziś dzień. Gdy gra, trudno nie rozpoznać, że to on właśnie. Ze wspomnianymi formacjami i solo nagrał łącznie blisko 30 albumów.
W 2008 r. podpisał kontrakt z Eclecto Groove Records. Pearl River, utwór tytułowy z jego albumu z 2009 r. wydanego dla tej wytwórni, zdobył tytuł Song of the Year na Blues Music Awards. W 2011 r. krążek Greyhound był nominowany w kategorii Najlepszy Album Rock Blues podczas ceremonii wręczenia nagród Blues Music Awards w Memphis. W 2016 r. wydał album Make Blues Not War, który znalazł się na pierwszym miejscu listy Billboard Blues Album Chart i przypieczętował pozycję artysty (otrzymał wówczas, podczas Blues Music Awards, tytuł Rock Blues Artist of the Year 2018).
Idąc za ciosem w 2019 r. Zito wydał płytę w hołdzie Chuckowi Berry’emu. Zaproszenie do nagrań przyjęli najwięksi od Joe Bonamassy, Waltera Trouta i Erica Galesa po Robbena Forda, Luthera Dickinsona i Sonny Landretha. Zagrał też wnuk Berry’ego. Rock 'N’ Roll – A Tribute To Chuck Berry na liście Billboard Blues Album Chart utrzymywał się kilka tygodni, zdobył też nagrodę Blues Music Award w kategorii Blues Rock Album Roku. Wtedy też wraz z Guyem Hale’em Zito powołał do życia własną wytwórnię płytową Gulf Coast Records, która jako cel stawia sobie m.in wspieranie artystów i pomaganie im w przekazywaniu ich muzyki światu. Po wydaniu Blues for the Southside (2022) Zito połączył siły z kolegą z wytwórni Gulf Coast Records – Albertem Castiglią i razem ruszyli w trasę koncertową Blood Brothers…
A nagrody i wyróżnienia wciąż przychodzą… Blues Blast Magazine właśnie ogłosił nominacje do tegorocznych nagród, Mike Zito ma aż trzy szanse na ich zdobycie: w kategorii Album Rock Blues za solowy Life is Hard, w kategorii Live Blues Album za Blood Brothers: Live in Canada oraz jako producent. Trudno się dziwić, sprawdźcie sami, przychodząc na tegoroczną Rawę…
Ale jest jeszcze coś… Zito przeszedł drogę, która dla wielu może być prawdziwym pokrzepieniem, od alkoholika i ćpuna mieszkającego ma ulicy, po kochającego męża i ojca sporej gromadki dzieci, no i fenomenalnego, odnoszącego gigantyczne sukcesy muzyka, którego wypełnia twórcza radość i rozpiera pozytywna energia. Nie wstydzi się przyznać, że wciąż jest w trakcie leczenia, a zdarza mu się uczestniczyć w spotkaniach AA w różnych krajach, które odwiedza.
Prowadzi też blog („Bluesman w trakcie leczenia”). Ta postawa uwiarygodnia go i jako człowieka i jako muzyka kochającego i grającego bluesa. Już w 2013 r. podpisał kontrakt z Ruf Records i wydał Gone to Texas, opowieść o tym, jak odzyskał trzeźwość. W wywiadzie dla „Vintage Guitar” powiedział kiedyś: „Nie mam nic do ukrycia; wygląda na to, że ludzie najbardziej utożsamiają się z moją szczerością” Tak było również w jednym z najtrudniejszych momentów jego życia, gdy ukochana żona Laura (która wspierała go zarówno w karierze, jak i drodze ku trzeźwości) zachorowała na nowotwór i powoli odchodziła (zmarła 31 lipca 2023 r.). Byli sobie przeznaczeni, mieli zwyczaj co 5 lat odnawiać swoją przysięgę małżeńską i wyruszali w kolejne podróże poślubne. Ta szczera, autentyczna postawa życiowa znakomicie odzwierciedlana jest w twórczości Zito. A zatem zobaczyć go na scenie, to spojrzeć w stronę tego, kto życzliwie przychodzi z dobrą radą i nadzieją.
Albert Castiglia
Albert Castiglia – urodzony w Nowym Jorku, wychowany w Miami, gitarzysta, wokalista, autor tekstów, współpracował z licznym gronem znaczących artystów, w tym Juniorem Wellsem (przy którym zdobywał pierwsze znaczące szlify), potem Sandrą Hall, Aronem Burtonem, Malvinem Taylorem, Jerrym Portnoyem i innymi. Wciąż jednak szukał własnego stylu i miejsca na jego rozwój. Tym samym zdecydował o rozpoczęciu solowej kariery. Zadebiutował płytą Burn wydaną własnym sumptem w 2004 r. Potem było kilkanaście kolejnych.
Po wydaniu docenionego przez krytyków albumu Masterpiece (2019) Castiglię nominowano do dwóch nagród Blues Music Awards w kategoriach Blues Rockowy Album Roku i Blues Rockowy Artysta Roku, zwyciężył w pierwszej z nich. Związany był wówczas z wytwórnią Gulf Coast Records, co umożliwiło połączenie sił z Mike’m Zito. Wspólnie wyruszyli w trasę i wydali (jak do tej pory) dwie płyty Blood Brothers oraz Blood Brothers Live In Canada. Pierwszy ich wspólny album zdobył nagrodę Blues Music Award za album bluesowo-rockowy roku! Warto dodać, że producentami płyty byli Joe Bonamassa i Josh Smith.
Castiglia dysponuje znakomitym i do tego oryginalnym głosem, który szczególnie przenikliwe wybrzmiewa na koncertach. Ponadto jest fenomenalnym gitarzystą okrzykniętym przez „New Times” z Miami najlepszym gitarzystą bluesowym na południu Florydy. Rozpływano się nad jego grą w „USA Today”, a także w „M Music & Musicians”. Niezależnie od tego pozostał skromnym, uśmiechniętym, przemiłym jegomościem.
Mr. Sipp
Jedną z gwiazd tegorocznej edycji będzie Mr. Sipp.
Jego wizyta podczas Rawa Blues Festival to wspaniała i absolutnie unikatowa okazja, by dotknąć tego wszystkiego, co znamy z filmów, płyt, wywiadów i relacji, a co trzeba znać z osobistego spotkania. A jako, że Castro najbardziej marzy o tym, by w ciszy łowić ryby, tym bardziej spieszmy na spotkanie.
Pochodzi z miasteczka McComp w stanie Mississipi, gdzie urodził się 25 sierpnia 1976 r. w rodzinie kochającej muzykę (rodzicie wraz z ciotką grali w kwartecie). Mr.Sipp to jego pseudonim artystyczny. Naprawdę nazywa się Castro Coleman. To wykonawca ognistego i wzruszającego zarazem bluesa oraz wznoszącej ku niebu muzyki gospel. W tym właśnie gatunku debiutował. Jak sam twierdzi „blues to gospel, a gospel to blues”.
Ten witalny artysta wykonuje muzykę pełną pogody i dobrej energii, płynącą z gospel, bluesa i rocka. Obdarzony został fantastycznym głosem i ekspresją. Energia, autentyzm, szczerość… to wszystko sprawia, że, słuchając go, doświadczamy czegoś znacznie więcej niż dźwięków, a mianowicie muzyki jako języka ciała i duszy, przestrzeni dobra i wspólnoty. Poza tym Mr. Sipp jest świetnym kompozytorem, gitarzystą samoukiem (grać zaczął w szóstym roku życia). Jest też producentem i… aktorem. Zapytany w jednym z wywiadów, na jakich instrumentach gra odpowiedział: „O mój Boże, potrafię grać prawie na wszystkim. Bas, keyboard, organy, perkusja, harmonijka i tak dalej…”.
W 2014 r. wygrał International Blues Challenge organizowany przez The Vicksburg Blues Society. Od tej pory najrozmaitsze wyróżnienia płynęły wartkim, ożywczym strumieniem. Zdobył nagrodę Gibson Guitarist Award 2014 oraz (w tym samym roku) Bobby Rush Entertainer of the Year Award przyznawaną przez Fundację Jus’ Blues. Rok później zadebiutował w legendarnej, liczącej ponad 60 lat doświadczeń i związanego z nimi muzycznego dorobku Malaco Records.
Kolejne lata przynosiły następne nagrody m.in. International Male Blues Artist, Blues Artist of the Year (2015) i Entertainer of the Year (2015), The Spirit of Little Walter Award (2016), BMA Best New Artist Album (2016 za album The Mississippi Blues Child, który koniecznie trzeba tu wyróżnić nie tylko za radość grania, entuzjazm, ale za miejsce, jakie ma wśród współczesnych bluesowych dokonań fonograficznych), podczas gali Living Blues Awards otrzymał nagrodę Best Blues Album of 2017 za kolejny fantastyczny album: Knock a Hole In It, o którym jego twórca powiedział, że jest odbiciem jego życia – absolutny fonograficzny rarytas!
W 2018 r. został pierwszym artystą, który podczas gali Jackson Music Awards zdobył zarówno Gospel Award i Blues Award, prestiżowe wyróżnienia odbierał także w latach 2022 (Group of the Year oraz National Blues Artist) i 2023 (National Blues Artist of the Year oraz National Male Lead Singer of a Group). Jest pierwszym bluesowym twórcą, którego dłoń została odciśnięta w ścianie sław w duńskim Fredrikshaven (2016).
Zagrał w kilku filmach m.in. w serialu CMT „Sun Records”, młodego BB Kinga, z którym zresztą w młodości silnie się inspirował, a osobiste z nim spotkanie uznał za najważniejsze z muzycznych przeżyć w życiu. Zagrali razem, gdy Mr. Sipp był wciąż jeszcze na progu kariery, w roku 2014.
W 2021 r. został obsadzony w roli bluesowego piosenkarza w filmie „Texas Red”, wykonując jedną ze swoich oryginalnych piosenek z albumu Sippnotized ze specjalnymi aranżacjami zrealizowanymi na potrzeby filmu. Mr. Sipp prowadzi też warsztaty muzyczne, podczas których uczy gry na kilku instrumentach i przybliża pochodzenie różnych gatunków muzycznych. Marzy, by wprowadzić bluesa do szkół, aby „obecne pokolenia wiedziały, skąd pochodzi blues i jak i co musimy zrobić, aby utrzymać go przy życiu”.
W tym 2024 roku po raz kolejny został nominowany do Grammy w dwóch kategoriach: najlepszy tradycyjny album bluesowy oraz najlepszy album dużego zespołu jazzowego. W tej drugiej wraz z Orkiestrą Counta Basie’ego pod dyrekcją Scotty’ego Barnharta zwyciężył znakomitą płytą Basie Swings The Blues. Dziś Mr. Sipp to nie tylko rozpoznawalna, ale wyrazista twarz Delty Blues.
Mr. Sipp zagrał jako gość na dziesiątkach płyt i wziął udział w jeszcze liczniejszych projektach, ze swoim programem „Knock A Hole In It Tour” objechał cały niemal świat od Brazylii aż po Hong Kong. Marzy o tym, by w trasach koncertowych, oznaczających zarazem rozłąkę z bliskimi być kiedyś jednak razem z rodziną. Najbardziej cieszy go radość odbiorców jego muzyki. Szczęściem jest dla niego granie bez stresu. Zapytany przez Michaela Limnioisa o to, czym dla niego jest blues, odpowiedział bez wahania: „Blues to moje życie” (por. „Twój Blues”, nr 70, jesień 2017).
Charlie Parr
Jedną z gwiazd tegorocznej edycji festiwalu Rawa Blues będzie Charlie Parr.
Charlie Parr jest muzykiem countrybluesoewym silnie zakorzenionym w najlepszych amerykańskich tradycjach muzycznych, a zarazem artystą o silnej i wyrazistej osobowości. Urodził się w Austin, w stanie Minnesota, choć karierę rozpoczął w innym mieście tego samego stanu, w Duluth. Wykonuje przede wszystkim repertuar autorski. W wywiadzie z 2012 r. dla „Natural Beardy” o początkach swojego muzykowania powiedział: „Mój tata miał dość zróżnicowaną kolekcję płyt, która zawierała sporo tradycyjnej muzyki – folk, wczesne country i wczesny blues – miałem szczęście, że mogłem usłyszeć te rzeczy bardzo wcześnie i wspaniale się od niej uzależniłem. Już od pierwszych fascynacji zacząłem kopać i sięgać wstecz”.
Jako znaczące dla siebie inspiracje wymienia twórców niebagatelnych, którzy wiele mówią o nim samym jako muzyku i o tym czego możemy spodziewać się podczas, tegorocznego katowickiego koncertu. To m.in. John Smith Hurt (alias Missisipi John Hurt), Charlie Patton (Charley Patton), Gary D. Davis (Reverend Gary Davis alias Blind Gary Davis), David Kenneth, Ritz Van Ronk, czy “Spider” John Koerner. To o nim Charlie powiedział: „ponieważ widziałem go na żywo tak wiele razy i naprawdę uosabia ideę zachowania tradycji, jednocześnie czyniąc ją własną dla mnie. Miałem wielkie szczęście, że mogłem go trochę poznać i dzielić z nim kilka występów. Myślę, że wszyscy mamy szczęście, że jest jeszcze blisko.”
Przed niedawną śmiercią w 2024 roku ten wspaniały bluesowy muzyk z Minneapolis, podarował Parrowi swoją 12-strunową gitarę Gretsch, prosząc, aby Parr używał jej na scenie, przedłużając w ten sposób ukochanego instrumentu. Charakterystyczne brzmienie Charlie Parra to owoc jego znakomitej gry na resonator guitar, bezprogowym banjo z otwartym tyłem, instrumentem doprawdy trudnym w obsłudze i dwunastostrunowej gitarze nadającej muzyce artysty wyjątkowe barwy.
Jego piosenka 1922 została wykorzystana w australijskiej, nowozelandzkiej i holenderskiej reklamie telewizyjnej Vodafone, która cieszyła się ogromnym zainteresowaniem odbiorców, które w rezultacie spowodowało, że album, na którym się znajdowała, został ponownie wydany w Australii w wytwórni Level 2 w Melbourne. W 2009 roku Parr koncertował w Australii z cenionym na tym kontynencie muzykiem rockowym Paulem Kellym. Kilka piosenek Charliego pojawiło się w australijskim dramacie Red Hill (2010), w tym pełne wykonanie utworu Just Like Today.
Parr z powodzeniem zaprezentował się na festiwalach muzycznych Pickathon w Oregonie w 2011 oraz na Wildwood MusicFest & Campout w Willaminie w 2012, a także występował na Mid West Music Fest.
W marcu 2024 r. wydał osiemnasty album Little Sun, wyprodukowany przez bliskiego przyjaciela i współpracownika Tuckera Martine’a (Sufjan Stevens, The Decemberists, My Morning Jacket) w Portland w stanie Oregon podczas najgorszej śnieżycy, jaką to miasto widziało od dziesięcioleci. Oprócz Parra (wokal, gitara, harmonijka!!!) na albumie gościnnie wystąpiły znakomita gitarzystka Marisa Anderson, a także Anna Tivel, która zaśpiewała w chórkach. Obecny był również Andrew Borger (perkusja, instrumenty perkusyjne), Asher Fulero (fortepian, Hammond, klawisze) i Victor Krummenacher (gitara basowa, kontrabas, gitara basowa VI). Był to pierwszy album Parra, który nie został nagrany na żywo, ale we współpracy z producentem.
Charliego Parra rozsadza energia. To twórca wszechstronny. W kwietniu 2023 r. zadebiutował jako… powieściopisarz! Wydał Last of the Better Days Ahead (jest też o takim tytule jego płyta). Czytamy o niej: „Przez dziurki od klucza otwierające się na promienie światła czytelnik obserwuje życie zwykłych ludzi rozwijające się w nieheroiczny, ale poetycki i nieupiększony sposób, który pokochają miłośnicy piosenek Parra”.
Jeden ze swoich wpisów na Facebooku Parr rozpoczyna słowami: „Nie radzę sobie z poznawaniem ludzi. Ogólnie nie robię dobrego pierwszego wrażenia, a znacznie gorzej jest, jeśli osoba, którą próbuję poznać, jest kimś, kogo podziwiam”. Z kolei w cytowanym już wywiadzie z 2012 r. mówi skromnie: „biorąc pod uwagę fakt, że jestem bardzo, bardzo nudną osobą, lepiej byłoby po prostu porozmawiać o muzyce. Naprawdę nie jestem zbyt dobry w promowaniu, nie jestem zbyt dobrym artystą, mam nadzieję, że muzyka mówi sama za siebie, ponieważ ja nie jestem zbyt dobry w mówieniu za nią. To dziwne i rozumiem, że ludzie chcą czegoś więcej niż tylko muzyki, ale nie jestem pewien, co jeszcze mogę zaoferować. Bycie w trasie doprowadziło do kilku dziwacznych nawyków (różnorodne gotowanie, kempingowanie ninja, kreatywne rozwiązania napraw banjo i gitar, kwestie higieny…) i nie przeszkadza mi dzielenie się tym wszystkim z każdym. Myślę, że kiedy staje się to ważniejsze od piosenek, wtedy zaczyna się psuć”.
Kiedy indziej (tuż po wydaniu płyty Dog 2017) powiedział: „Miałem naprawdę, naprawdę poważne problemy z depresją przez ostatnie kilka lat. Próbowałem być w formie, starałem się nie pić tak dużo, starałem się nie robić tego rock’n’rollowego faceta. A potem wpadłem w depresję. Naprawdę w depresję. A dla mnie depresja wydaje się być mną, a potem jest ta mglista mgła zjełczałej galaretki dookoła mnie, z której nie możesz się wydostać. A potem jest ta naprawdę, naprawdę okropna trzecia rzecz, ta impulsywna rzecz, która nie wydaje się być mną ani moją depresją. Wydaje się, że przychodzi skądś z zewnątrz. I to jest coś, co pojawia się nagle i jest głosem zachęcającym do samobójstwa, słowem „rzuć”. Tamte piosenki w pewnym sensie wyszły właśnie z tego. Zwłaszcza takie jak Salt Water i Dog, naprawdę wyszły z tego, że po prostu byłem przygnębiony i musiałem coś o tym powiedzieć”.
Na płycie Dog Parr zagłębia się w ciemną materię i rozważa poważne tematy, takie jak choroba psychiczna i śmiertelność, jednocześnie trwając, walcząc, gotowy zawsze na ruch do przodu; a jako że w całym albumie coraz więcej muzyków wydaje się dołączać do tej walki, zwłaszcza gdy tempo rośnie, pojawia się nadzieja. Wypowiedzi Parra rzeczywiście znajdują odzwierciedlenie w jego twórczości, tym bardziej polecam je tym, którzy szukają w muzyce szczerego przekazu, a co ważne jej autentyzm inspiruje nie mrokiem a światłem. Spotykamy w niej kogoś, kto dzieli się tym, co przeżył i zarazem tym, czego wielu z nas doświadcza.
Wbrew temu, co o sobie skromnie mówi Parr, jest mistrzem opowieści, zwykłym, ubranym we flanelową koszulę człowiekiem, dżinsy i robocze buty. Stara się żyć prosto i być wdzięcznym za to wszystko, co otrzymał i co może oferować innym.
W wywiadzie po wydaniu znakomitej, tegorocznej płyty Little Sun mówił: „Moja filozofia to nie robić niczego, czego nie chcę robić. Mam wytwórnię płytową, w której wielu ludzi dla mnie pracuje. Czasami łatwo o tym zapomnieć, a przecież otrzymuję wiele pomocy, za którą jestem wdzięczny, jednak pod koniec dnia to już musi być moja jazda. Z natury bowiem jestem człowiekiem leniwym. Lubię nie mieć pracy. Po prostu wstaję i gram swoją muzykę, bo to znaczy wszystko, być częścią czegoś większego ode mnie.”
The Commoners
Jedną z gwiazd tegorocznej edycji będzie kanadyjska formacja The Commoners.
Jest godną uznania i sprawdzoną tradycją, że Rawa Blues w starannie konstruowanym line-upie otwiera drzwi przed wykonawcami dopiero rozpędzającymi się na drogach kariery. Nieraz już bywało, że występ na tym wyjątkowym festiwalu bywał znaczącym impulsem, by jeszcze bardziej się rozpędzić i okazją, by zostać zauważonym. Nie od dziś wiemy, jak wiele zależy od sukcesu na renomowanych scenach. Przypomnijmy sobie chociażby wyśmienitego Marcusa Kinga, czy porywającą Hannah Wicklund. Odkrywanie drogocennych kamieni szlachetnych to jeden z fenomenów Rawy i jedna z jej misji, zgodna z duchem Śląska „Szmaragdu Europy”, jak powiedział siedemnastowieczny wrocławski poeta Heinrich Mühlpfort. Zresztą tu od wieków wydobywano drogocenne kruszce, niegdyś z podziemi, dziś także muzycznych scen.
The Commoners na swoim koncie mają dwa albumy „Find A Better Way z 2022 r.” i drugą, właśnie wydaną „Restless”. Tak świetnego, żywiołowego i kompetentnego bluesrocka (z akcentem na rock, zwłaszcza południowy rock i korzenie rocka) przegapić nie można. Przesympatyczni Kanadyjczycy z Toronto (wspierani paniami w chórkach) grają wielce efektownie, ale nie na pokaz, tylko tak, by muzyka weszła w krew i duszę. Nie ma niczego w tych bogatych melodycznie i aranżacyjnie utworach, co byłoby zbędne, a jest wszystko, co potrzebne. Słuchając natychmiast można wyczuć ich źródła, ale i własne, jeśli ktoś kocha szczerą muzykę rockową. Świetnie skonstruowane i tak też brzmiące piosenki, soczyście zaaranżowane, z werwą zagrane, porywają.
Spotkali się w 2009 r., kiedy wokalista i gitarzysta rytmiczny Chris Medhurst poznał w studiu Rossa w Toronto gitarzystę prowadzącego Rossa Hayesa Citrullo. Chris miał słabość do folkowych estetyk, Ross do ciężkiego grania. I to ich połączyło. Tworzyli zgrany tandem, zachowując indywidualny styl, naznaczony roots rockiem i nie przekraczającym granic dobrego smaku pop rockiem. Szybko dołączyli basista i klawiszowiec Ben Spiller oraz perkusista z Humber College Jazz Geoff Bruce. Wtedy właśnie Kwartet odnalazł to brzmienie, którego szukał. Nastał czas The Commoners, grupa chętnie poszerza skład na różne okazje.
Łączą ich gusta, ale też pragnienie dzielenia się tym, co piszą i co grają, łączy ich też szacunek do muzyki korzeni, do tych artystów, którzy ich inspirowali. Bliskie bardzo jest im brzmienie Motown. Duch mistrzów od Sama Cooke’a po Otisa Reddinga.
Pierwszy ich album Find A Better Way z 2022 r., nagrany w Toronto w RHC Music budzi podziw znakomitym poruszaniem się w tradycji muzycznej i współczesnym, oryginalnym autorskim jej przetworzeniem. Pierwsze słowa „Z całych sił krzyczę i tupię nogami, aż podłoga się rozpadnie” są niczym tablica na rogatce miasta z kluczową informacją, jakich, wchodząc, spodziewać możesz się atrakcji i podążającym za nią zapewnieniem, że się nie zawiedziesz. Ta energiczna muzyka zdolna jest rozproszyć przygnębienie i pozwala przypomnieć miłośnikom dawnego rocka o pierwszych fascynacjach, młodszym zaś wskazuje ważne tropy, gdzie szukać. Zespół nawiązuje fenomenalny kontakt z publicznością. Jest wprost stworzony do grania na żywo. Jeśli ktoś potrzebuje zabawy, to ją znajdzie, jeśli pokrzepienia, to je otrzyma.
O drugiej płycie gitarzysta i producent Commoners, Ross Hayes Citrullo powiedział: „Podobnie jak w przypadku naszego poprzedniego albumu, chcieliśmy połączyć stary i nowy południowy rock w sposób, który byłby unikatowy dla kanadyjskich korzeni zespołu”. Dodaje przy tym, że osiągnięciu celu pomogło wprowadzenie wątków soulu i rocka spod znaku The Black Crowes oraz blues rockowe podteksty The Allman Brothers do stylu produkcji podobnego Blackberry Smoke i Rival Sons. Łącząc tak wiele z własną inwencją, osiągnęli brzmienie niepowtarzalne.
Martine Ehrenclou o zespole pisał tak: „Po pierwszym przesłuchaniu kilku utworów z Restless możesz pomyśleć, że to świetny zespół na imprezę, którego warto posłuchać na żywo. I tak oczywiście jest. Ale ci świadomi siebie rock’n’rollowcy z wpływami lat 70. mają coś jeszcze, coś co czyni The Commoners zespołem wyjątkowym. To nie tylko ich dusza, ale też ich natchnienie w pisaniu, ich gotowość do podejmowania ryzyka. Z jednym piekielnie dobrym wokalistą na czele grupy utalentowanych muzyków, możesz usłyszeć, że wszyscy są całkowicie oddani swojej muzyce”.
Z kolei Mick Birchall podkreślał, że nie tylko udaje się zespołowi uchwycić ducha klasycznej epoki rocka, ale, że w spektakularny sposób potrafią go ucieleśnić, bo łączą wysoką jakość produkcji i pisania z wymogami gatunków, do których się odnoszą. Osobiście w pełni tę opinię podzielam. Produkcja wykonana jest po profesorsku, żadnych zgrzytów, żadnych banałów, niczego na odczep się. A jako, że inwencja i muzykalność artystów oraz ich erudycja idzie z tym w parze efekt osiągnęli porywający. Zachęcam do słuchania płyt The Commoners, ale przede wszystkim do tego, by nie przegapić żadnej okazji do uczestnictwa koncercie, a 5 października w Spodku taka właśnie się nadarzy.