Historia Fabryki Fortepianów Arnolda Fibigera „Calisia”

Opracowanie i fotografie: Maciej Adamczak



W Kaliszu, u zbiegu ulic Szopena i Złotej, stoi czteropiętrowy budynek z czerwonej cegły. Postawił go pod koniec XIX wieku Gustaw Arnold Fibiger I, dając w ten sposób początek fabryce, w której przez ponad sto lat budowano fortepiany i pianina. Instrumenty firmy „Arnold Fibiger” były w swoim czasie znane i cenione, nagradzano je na wielu wystawach w kraju i za granicą, w okresie międzywojennym pływały na transatlantykach „Batory” i „Chrobry”, grano na nich w Filharmonii Narodowej i w Polskim Radio, a tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej, w maju 1939 roku, specjalnie przygotowany fortepian reprezentował Polskę na słynnej światowej wystawie przemysłowej w Nowym Jorku. Fabryka, która stała się dumą Kalisza przetrwała czas zaborów i obie wojny światowe, aż do listopada 1948 roku, kiedy to decyzją ówczesnego ministra kultury Włodzimierza Sokorskiego bezprawnie odebrano ją rodzinie Fibigerów i przemianowano na Kaliską Fabrykę Fortepianów i Pianin „Calisia”. Wnuk założyciela fabryki a zarazem ostatni jej właściciel – Gustaw Arnold Fibiger III, po powrocie w 1945 roku z niemieckiego oflagu (do niewoli dostał się po kampanii wrześniowej, walczył m.in. w bitwie nad Bzurą i w obronie Warszawy) tylko przez krótki czas pozostał dyrektorem znacjonalizowanego zakładu. W kolejnych latach, z racji swego „obcego klasowo” pochodzenia był przenoszony na coraz niższe stanowiska, a w znajdującym się obok fabryki rodzinnym domu Fibigerów część pomieszczeń zajęto z przeznaczeniem na biura dla nowej, „partyjnej” dyrekcji. O tym, jak niezwykłym człowiekiem był Gustaw Fibiger można przeczytać w książce pt. „Dusza zaklęta w fortepienie”, napisanej przed trzema laty przez jego córkę, panią Elwirę Fibiger. Książka ta jest poruszającą opowieścią o zawiłych losach rodziny Fibigerów oraz bardzo emocjonalnym świadectwem dotyczącym życia Gustawa Fibigera, który pomimo tego, że w powojennych, mrocznych stalinowskich latach znalazł się w tak trudnym życiowym położeniu, potrafił znaleźć siłę, aby z pełnym zaangażowaniem pracować dla dobra tej – jak by nie było – już nie własnej, lecz państwowej fabryki. Co więcej, w połowie lat pięćdziesiątych, przede wszystkim w trosce o jej dalszą przyszłość powołał do życia szkołę – Technikum Budowy Fortepianów, w której kształcili się przyszli konstruktorzy, stroiciele i korektorzy instrumentów. Gdy byłem uczniem TBF-u (w latach 1986-1991), o większości spraw opisanych we wspomnianej książce nie miałem najmniejszego pojęcia. Jak przez mgłę pamiętam udział naszej szkoły w pogrzebie pana Gustawa (który w tamtym czasie już od wielu lat przebywał na emeryturze i po długiej chorobie zmarł w styczniu 1989 roku), a później, po zmianie ustrojowej, także pełne oburzenia komentarze niektórych pracowników fabryki na temat tego, jak to rodzina Fibigerów po latach chce odzyskać nie swoją już przecież własność… KFFiP „Calisia” ostatecznie przestała istnieć w 2007 roku (https://www.tygodnikprzeglad.pl/kto-zabil-calisie/) a prawa do używania tej marki nabyła nieznana mi bliżej polsko-chińska spółka „Vershold” (http://arspolonica.ocross.net/fortepiany-chinskie/). Od tamtej pory, w pofabrycznych budynkach nic szczególnego się nie działo, aż do czasu, kiedy pod koniec 2015 roku renomowana kaliska firma budowlana „Antczak” odkupiła zaniedbany obiekt i rozpoczęła w tym miejscu realizację kompleksu biznesowo-kulturalnego, połączonego z hotelem sieci „Hampton by Hilton” (www.calisiaone.pl). Wszelkie prace budowlane, m.in. przy odnowieniu elewacji oraz odtworzeniu wielu detali architektonicznych, prowadzone są pod stałym nadzorem konserwatora zabytków, a całość, choć jeszcze nie ukończona, już teraz wygląda niezwykle imponująco. „Calisia ma szczęście…”, rozmyślałem spacerując wokół dawnej fabryki, bowiem nie tak dawno miałem okazję oglądać opustoszałe i niszczejące budynki zamknietej w 1998 roku fabryki pianin w Legnicy, którą – podobnie do fabryki w Kaliszu – utworzono na terenie przedwojennej manufaktury innego wybitnego fortepianmistrza – Eduarda Seilera.

Choć stroicielem fortepianów i pianin ostatecznie nie zostałem, czuję ogromną wdzięczność dla „naszej” szkoły i nieistniejącej już fabryki. Między innymi dlatego, że moje jazzowe zainteresowania od początku związane były z kaliskim Festiwalem Pianistów Jazzowych, w którym wraz z kolegami ze szkoły jako zapaleni jazzfani co roku uczestniczyliśmy, a który zapewne nigdy nie zaistniałby w moim rodzinnym mieście, gdyby wcześniej nie powstała tutaj fabryka Arnolda Fibigera…