gru 17 2013
Jazz Jamboree 2013 -34 wystawa Muzeum Jazzu
55 edycji Jazz Jamboree, która przypadła na 2013 rok towarzyszyła wystawa plakatów ze zbiorów Muzeum Jazzu.
Terence Blanchard – Jazz Jamboree. Frapujące kompozycje i porywające improwizacje zespołu trębacza Terence’a Blancharda otworzyły festiwal Jazz Jamboree – pisze Marek Dusza, fotografuje Andrzej Rumianowski
Sobotni koncert formacji Terence Blanchard E-Collective w Teatrze Capitol zgromadził nadkomplet publiczności, która siedziała także na schodach. Na widowni zasiedli m.in. nasz wybitny trębacz Tomasz Stańko i legendarny fotografik Marek Karewicz. Blancharda dawno w Warszawie nie było, a w porównaniu do kwietniowego występu na 50. festiwalu Jazz nad Odrą zmienił zespół i repertuar.
– Rozmawialiśmy o tej muzyce od kilku lat – zwierzył się publiczności Blanchard. To nasza pierwsza trasa koncertowa, nigdy wcześniej nie nagrywaliśmy tych utworów. Większość nie ma jeszcze tytułów. Trębacz spróbował je jednak nazwać intonując sylabami melodię.
– On ma tytuł swojego utworu, który zagraliśmy – tu wskazał na pianistę. Jest profesjonalistą, ja nie. Zapomnieliśmy zagrać jeden utwór „Garbage” – zażartował zapowiadając bis.
Wcześniej E-Collective przedstawił muzykę, którą można by nazwać kontynuacją elektrycznych zespołów Milesa Davisa z lat 80. Podobnie jak Miles, Terence Blanchard podnosił do góry trąbkę wydmuchując kaskady dźwięków, to znów pochylał się i przykucał, by z siłą huraganu wtłoczyć powietrze z płuc w instrument. W odróżnienie od wrocławskiego, akustycznego programu, w Warszawie Blanchard przedstawił elektryczne instrumentarium z gitarzystą i klawiaturzystą wydobywającym z syntezatora dźwięki zbliżone do elektrycznego fortepianu, a w pewnym momencie w kompozycjach Blancharda słychać było doświadczenie autora muzyki filmowej, skłonność do ilustracyjnych tematów, które on sam i muzycy zespołu rozwijali w długie suity z wprowadzeniem, kulminacją i rozładowaniem napięcia. Zmiany tempa, różnorodność aranżacji i popisowe improwizacje przez półtorej godziny trzymały publiczność w napięciu.
Każdy muzyk zasługiwał na uznanie. Blanchard jest klasą dla siebie, wybitnym trębaczem, który każdą frazę analizuje, przewiduje następne i układa w intrygującą opowieść. Gitarzysta przypominał momentami Johna Scofielda, to znów Mike”a Sterna, ale tak naprawdę prezentował oryginalne brzmienie. W kilku utworach doświadczona sekcja rytmiczna rozpędziła zespół do niebezpiecznych prędkości. Szkoda, że bas i fortepian nie były odpowiednio nagłośnione.
Blanchard okazał się mistrzem nastrojowych tematów, choć w każdym była ekspresyjna kulminacja. Ballady w starym stylu nie są w kręgu zainteresowań trębacza. Pozostawia je wokalistom. Jakby elektrycznych instrumentów było mało, lider sam miał do dyspozycji elektroniczną klawiaturę i laptop. Napędzany elektronami i wyobraźnią zespół zawładnął publicznością, choć ta zapewne spodziewała się muzyki zbliżonej do głównego nurtu.
Zaprezentowane na festiwalu Jazz Jamboree kompozycje z pewnością trafią na nowy album Terence’a Blancharda.
Po koncercie odbyła się projekcja filmu dokumentalnego w rezyserii Andrzeja Wasylewskiego „Jazzowe dzieje Polski. Odsłona 5: Autobusy czerwienią migają”.