Jonasz Kofta

Grupa I – Official Video 1974

Oprac. Ewa Kałużna. Fot. poezja.org, dziennikpolski24.pl, Krzysztof Wojciechowski, polskieradio.pl, Zygmunt Januszewski, Marek Karewicz, Agencja Forum

Jonasz Kofta
Fot. poezja.org

Jonasz Kofta
Fot. dziennikpolski24.pl

Jonasz Kofta
Fot. Krzysztof Wojciechowski

Kofta i Friedmann
Fot. polskieradio.pl

1973 Jaga, Jonasz i Piotr
Zygmunt Januszewski

Jonasz Kofta
Fot. Marek Karewicz

Jonasz Kofta
Fot. Agencja Forum


 
„Pamiętajcie o ogrodach”, „Trzeba marzyć”, „Jej portret”, „Samba przed rozstaniem”…

79 lat temu urodził się JONASZ KOFTA

(właśc. Janusz Kofta; 28 listopada 1942, zm. 19 kwietnia 1988),

poeta, autor tekstów piosenek, dramaturg, satyryk, piosenkarz i malarz.

Kapryśny, trudny, o wielu twarzach, ale przede wszystkim – dowcipny i błyskotliwy. Taki pozostał we wspomnieniach przyjaciół.

Odszedł w wyniku przypadkowego zadławienia, w wieku zaledwie 45 lat, pozostawiając bogaty dorobek artystyczny,

Był jednym z największych polskich poetów, wymienianym – obok Agnieszki Osieckiej, Jeremiego Przybory i Wojciecha Młynarskiego – w składzie „trójcy wieszczów polskiej piosenki”.

„Jestem taki człowiek między-między. Między aktorem a estradowcem, między autorem a wierszorobem, między pieśniarzem a grajkiem, między frajerskim moralistą a komentatorem politycznym. I jeszcze coś pośredniego między podbawiaczem, lirykiem i młotem satyry” – mówił o sobie.

Zostawił ponad 600 tekstów piosenek i wierszy, jedenaście sztuk i scenariuszy teatralnych, obrazy, niezliczoną ilość tekstów do kultowych audycji radiowych.

Z jednej strony satyryk, kabareciarz i tekściarz, z drugiej – poeta zaangażowany.

Wiele jego wierszy stało się przebojami. Słowa piosenek podniósł do rangi poezji.

„Potrafił znaleźć poezję tam, gdzie normalnemu człowiekowi wydawałoby się, że jej nie ma” – mówiła Jaga Kofta, żona Jonasza.

„Poruszał się w każdej dziedzinie literackiej po mistrzowsku. Potrzebował i szanował wielbicieli, dlatego zawsze otaczała go świta – młodych, dla których był mistrzem, starych, dla których był przyjacielem, nauczycielem, hotelem, bankiem. Ale dopuszczał do siebie tylko zdolnych, taki miał dziwny kaprys” – wspominał Stefan Friedmann.

„Chciał, żeby ludzie go kochali. Publiczność była mu niezbędna, jak tlen czy wódka. Niechby to była jedna osoba przy stoliku – zawsze coś” – wspominał Koftę w swojej książce autor tekstów piosenek, Marek Dutkiewicz.

Jeremi Przybora zauważył: „Dzięki takim autorom, jak Kofta, powojenna Polska stała się imperium piosenki na najwyższym poziomie”.

TRUDNE DZIECIŃSTWO

Janusz Kofta urodził się w czasie wojny, we wsi Mizocz na Wołyniu, w rodzinie pochodzenia żydowskiego, jako syn Mieczysława Kaftala i Marii z d. Jaremczuk.

Po wybuchu wojny, zmienili nazwisko na Kofta, ale i tak ciągle żyli na walizkach. Uciekli na Kresy, do Lwowa. Dzięki temu, rodzina Koftów cudem uniknęła niemieckiego pogromu ludności żydowskiej na Wołyniu.

Zaraz po wojnie, w 1945, Mieczysław Kofta przybył z rodziną do Wrocławia, w ekipie pierwszego polskiego prezydenta miasta, Bolesława Drobnera. Otrzymał zadanie animacji życia kulturalnego miasta, oraz uruchomienia rozgłośni radiowej. Do dyspozycji miał ekskluzywną willę po szwedzkim konsulu honorowym w Breslau, wyposażoną nawet w basen.

Janusz był bardzo specyficznym, wrażliwym dzieckiem. Kiedy miał cztery lata, przybiegł z ogródka do matki z pytaniem: „Czy można zabić anioła?”.

Gdy miał sześć lat, jesienią 1948, jego rodzice postanowili rozwieść się. Rozdzielili braci, małego Januszka i Mirka. Matka, chcąc rozwijać karierę naukową germanistki, wyprowadziła się z Mirkiem do Berlina Wschodniego.

Janusz w latach 1952-1956 mieszkał w Katowicach, gdzie ojciec był redaktorem naczelnym Radia Katowice.

Mieczysław Kofta często przeprowadzał się – Wrocław, Łódź, Katowice. W związku z tym, Janusz w dzieciństwie nie miał prawdziwego, tradycyjnego domu, z poczuciem bezpieczeństwa i stabilizacji. Czuł się opuszczony, samotny, tęsknił za bratem i matką.

Dołączył do swojego brata dopiero jako nastolatek. Zamieszkał z Mirkiem i matką w Poznaniu, gdzie Maria podjęła pracę na wydziale germanistyki Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza.

MŁODE LATA

Dorosłe lata Kofty zostały solidnie udokumentowane, ale jego młodość spowija nimb tajemnicy. Więcej światła na młode lata Janusza Kofty rzuca Tomasz Zbigniew Zapert, w artykule „Portret artysty z czasów młodości” w „Rzeczypospolitej”:

Janusz – dobry uczeń, choć nie prymus. Imponował otoczeniu kolosalną wiedzą z rozmaitych dziedzin. Był molem książkowym i chodzącą encyklopedią.

W pamięci Mirosława Kofty, brata Jonasza, utkwił wspólny wyjazd do Dziwnowa pod koniec lat 50., z ojcem, pracującym wówczas w TVP, jako zastępca dyrektora programowego. Mirek wspominał: „Zamieszkaliśmy w pozbawionej wygód chałupie miejscowego rybaka. Zajadaliśmy się węgorzami i flądrami z przydomowej wędzarni. Na pustej plaży zbieraliśmy muszelki i stonkę. Z Bałtyku wyławialiśmy meduzy, a po sztormie, niemal o brzasku, poszukiwaliśmy bursztynów. Może, właśnie to zdarzenie zainspirowało mojego brata do napisania tekstu utworu „Radość o poranku”? „.

Wychowywani w ateistycznym światopoglądzie, bracia ukończyli Szkołę Podstawową Towarzystwa Przyjaciół Dzieci. Potem ich drogi rozeszły się. Starszy rozpoczął naukę w liceum sztuk plastycznych, młodszy trafił do najbardziej renomowanej szkoły średniej w Poznaniu – Liceum im. Karola Marcinkowskiego.

Mirosław Kofta, dziś profesor psychologii UW, opowiada: „Właśnie wówczas ujawnił się literacki talent mojego brata. Stworzył uczniowski kabaret, współpracując z, wyróżniającą się aparycją, koleżanką o imieniu Krystyna, która potem została moją żoną”. Krystyna Kofta zdobyła ugruntowaną pozycję na rynku literackim, a poznańskie lata przedstawiła w powieści „Wióry”.

Janusz miał ogromne powodzenie wśród dziewczyn. Chciał być jak najszybciej dorosły. Dodawał sobie pewności, popijając alkohol. Zdarzało się, że mocno z tym przesadził. Na obozie plenerowym w Orłowie tak się upił, że nauczyciele znaleźli go nieprzytomnego. Groziło mu wyrzucenie ze szkoły. Obronił się swoim talentem – tak świetnie malował, że rada pedagogiczna przymknęła oko na ten wybryk.

Bywało, że Janusz nie wracał na noc do domu. Pomieszkiwał u swojej dziewczyny. Marzył, by po maturze wyjechać z Poznania. Chciał być „z Warszawy”.

STUDIA w POLITECHNICE

Po zdanej celująco maturze, Janusz wystartował na Wydział Architektury Politechniki Warszawskiej. Egzamin zdał, lecz nie przyjęto go z braku miejsc.

Wprowadził się do ojca, który mieszkał wówczas w stolicy. Druga żona ojca nie pałała sympatią do Janusza – chłopak nie potrafił podporządkować się zasadom. Pił coraz więcej, przeklinał, niechlujnie ubierał się, i miał niewyparzony język.

Januszowi zaproponowano studia na Wydziale Budownictwa Lądowego. Podjął naukę, ale był to chybiony wybór. Szybko przestał pojawiać się na zajęciach, całe dnie spędzał w załatwionym przez ojca akademiku na Jelonkach.

W drewnianych barakach, pozostałych po budowniczych Pałacu Kultury i Nauki, Janusz wieczorami grał w karty na pieniądze.

Maciej Tkacz, kolega Kofty z politechniki, wspominał: „Janusz z reguły wygrywał, więc miał z czego żyć. Nie szastał pieniędzmi, wydawał je głównie na książki, które czytał nocami, przy świetle lampki, osłanianej kołdrą. Przeważnie grywaliśmy w pokera, oczko albo kierki, rzadziej w brydża. Stawki nie były wysokie. Janusz nie nosił jeszcze wtedy długich włosów, i spał do południa, w przeciwieństwie do nas, wstających rano, by zdążyć na wykłady. Po relegowaniu z politechniki, Janusz jakiś czas waletował w akademiku. Nie przywiązywał uwagi do wyglądu, i z tego powodu nie chcieli go nawet kiedyś wpuścić do teatru. Do kina chodził znacznie rzadziej, chociaż pamiętam, że zaciągnął mnie na komedię „Jutro premiera”, którą widział już wcześniej, i bardzo mu się spodobała. Chętnie słuchał radia, ale, w przeciwieństwie do rówieśników, nad tzw. 'mocne uderzenie’ przedkładał tradycyjną piosenkę, w wykonaniu zapomnianych dziś piosenkarzy – Juliana Sztatlera, Henryka Rostworowskiego, Marka Bernesa. W czasie lokalnych juwenaliów parodiował szlagier Reny Rolskiej „Nie oczekuję dziś nikogo”, melorecytując na prowizorycznej estradzie kina Dar:

„Nie oczekuję już niczego,
bo tak się składa – wszystko mam:
materac, indeks, gołdę, dutki,
a w wyobraźni – wiele dam” (e-teatr.pl).

HYBRYDY

W 1961, po rozstaniu z warszawską politechniką, Janusz Kofta rozpoczął studia na Wydziale Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych. Uczelnię tę ukończył jednak długo po terminie. Kilkanaście obrazów namalował dopiero po czterdziestce. Przeważały abstrakcje w czarno-złotej tonacji.

Jesienią 1962, skuszony bujnym życiem artystycznym żaków, Kofta zapukał do drzwi tzw. Pałacyku Kraszewskiego przy Mokotowskiej 48, gdzie mieścił się Klub Studencki Hybrydy. Tam zakotwiczył na dłużej.

Klub Hybrydy pełnił rolę centrum kultury studenckiej i matecznika artystycznego, z którego wyrosło wielu literatów, muzyków, twórców teatralnych, kabaretowych i filmowych. Działali tu m.in. Stefan Friedmann, Jan Pietrzak, Wojciech Młynarski, Jan Tadeusz Stanisławski, i właśnie Janusz Kofta. Wspólnie powołali do życia Kabaret Hybrydy. Scena kabaretowa Hybryd mogła cieszyć się nieco większą, niż gdzie indziej w Polsce, wolnością słowa.

W 1967 muzyczny Hot-Club Hybrydy obchodził swoje 10-lecie, ale właśnie wtedy Pietrzak i Kofta odeszli z Hybryd.

W tym samym roku, Kabaret Hybrydy został przekształcony w Kabaret Autorów Pod Egidą.

POD EGIDĄ

Pierwszy występ Kabaretu Pod Egidą odbył się 10 lutego 1968. Filarami pierwszej edycji, poza liderem, Janem Pietrzakiem, byli Jonasz Kofta, Adam Kreczmar, Jan Raczkowski, Krzysztof Paszek, Hanna Okuniewicz, Barbara Kraftówna, Anna Prucnal, Kazimierz Rudzki, Wojciech Siemion, Wojciech Brzozowicz, oraz Jan Tadeusz Stanisławski.

„Rozpoczęło się pasmo spektakularnych sukcesów Kofty, znaczone przebojami, śpiewanymi przez całą Polskę, nagrodami na opolskich festiwalach, występami w Kabarecie Pod Egidą i przed mikrofonem radiowej Trójki, wreszcie – kongenialnymi przekładami romansów Aleksandra Wertyńskiego, brawurowo interpretowanymi przez Bernarda Ładysza na deskach teatru Syrena. Było to pasmo sukcesów, okupione alkoholowymi fugami, walką z nowotworem, a w końcu – przerwane tragicznym wydarzeniem w Spatifie” (e-teatr.pl).

Wśród artystów, występujących w ciągu kolejnych lat w Kabarecie pod Egidą, znaleźli się m.in. Ewa Błaszczyk, Ewa Dałkowska, Krzysztof Daukszewicz, Jerzy Dobrowolski, Piotr Fronczewski, Janusz Gajos, Edyta Geppert, Kazimierz Kaczor, Marek Majewski, Wojciech Pszoniak, Maciej Damięcki, Marcin Daniec, Agnieszka Fatyga, Jacek Kaczmarski, Emilian Kamiński, Krzysztof Piasecki, Danuta Rinn, Krystyna Sienkiewicz, Marcin Wolski i wielu innych.

Marek Dutkiewicz wspominał: „Kreczmar, Młynarski, Osiecka, Kofta – któż nie chciałby należeć do takiego grona. W warszawskim Spatifie, gdzie bytowała miejscowa bohema, scena była jednak zbyt mała dla kilku bohaterów. Kofta oczarowywał publiczność. Biada każdemu, kto chciał mu ukraść show. Fruwał nad stolikiem, wykonując nieustanny teatr jednego aktora. Nie należało się z nim ścigać – startując, było się na straconej pozycji. Wystarczał mu podziw – szczery, choć podszyty zazdrością” (e-teatr.pl).

Kabaret Pod Egidą wypracował własny styl satyryczny. W okresie cenzury politycznej, teksty były pisane w taki sposób, by ukazać widzom parodię rzeczywistości, a równocześnie uniknąć zakazu występów.

Kiedy Jan Palach, czeski student, w 1969 oblał się benzyną i podpalił, by w ten sposób zaprotestować przeciwko wkroczeniu wojsk Układu Warszawskiego do Pragi, Jonasz Kofta pisał:

„Ostatni Ikar wczoraj spadł,
nakryła go powieka fali,
ulgę mu przyniósł wtedy chłód,
bo kiedy spadał –
to się palił”.

Po wydarzeniach w latach 70. w Radomiu i Ursusie, Kofta napisał „Szary poemat”:

„Już się nie zrośnie nigdy noc,
na pół przecięta.
Tak ogromnieje, co ogromne.
Niektórzy piją, by zapomnieć,
ja piję, żeby zapamiętać”.
Kabaret pod Egidą – Wspomnienie

Film niedostępny
Właściciel filmu wyłączył możliwość odtwarzania na innych stronach.
Obejrzyj w YouTube
https://www.youtube.com/watch?v=hV5Xma50mvA

Kabaret pod Egidą, Jonasz Kofta i Jan Pietrzak – „Szachy personalne”, Audio

Ten film jest już niedostępny, ponieważ powiązane z nim konto YouTube zostało usunięte.
https://www.youtube.com/watch?v=ElGfhjgheec

Jonasz Kofta, Jan Pietrzak, Jan Raczkowski – „Co ja mogę sam?”, Audio

Ten film jest już niedostępny, ponieważ powiązane z nim konto YouTube zostało usunięte.
https://www.youtube.com/watch?v=WzuVrMVYt4Y

MARZEC ’68. JONASZ zamiast JANUSZA

W 1968, wraz ze startem Kabaretu Pod Egidą, Janusz Kofta zmienił imię sceniczne na Jonasz. Była to prowokacja artystyczna, która z czasem przekształciła się w demonstrację tożsamościową. Kofta postanowił nosić imię Jonasz tak długo, póki w Polsce będą antysemici. Nosił je do końca życia.

Niesławny Marzec ’68 to kryzys społeczno-polityczny w Polsce. Najważniejsze jego wątki to ostra walka wewnątrz samej partii PZPR, kryzys społeczny, będący skutkiem rozczarowania kurczeniem się swobód obywatelskich i demokracji po pozornych „wielkich przemianach” w 1956, wreszcie – sięgnięcie przez władze do antysemickich stereotypów i uprzedzeń Polaków. Jednym z ubocznych skutków „przełomu” 1956, było pojawienie się w przestrzeni publicznej mocnej retoryki antysemickiej. Miały też miejsce antysemickie ekscesy. Zaowocowało to największą po stalinowskich czystkach lat 50. kampanią antysemicką w powojennej Europie, i masową emigracją resztek społeczności żydowskiej z Polski.

Syn Jonasza Kofty, Piotr, wspominał: „Ojciec był w jakiejś mierze dzieckiem holokaustu. W kwestii tożsamości, nie do końca był pewny siebie. A potem przyszedł marzec 1968, i grunt mu się zachwiał pod nogami. Tym bardziej trzeba docenić fakt, że ani przez chwilę nie myślał o wyjeździe z Polski” (dzieje.pl).

CENZURA

Nazwisko Jonasza Kofty znalazło się na specjalnej liście, na której umieszczano autorów „pod szczególnym nadzorem” PRL-owskiej cenzury. Tomasz Strzyżewski w swojej książce o cenzurze w PRL publikuje poufną instrukcję cenzorską z 21 lutego 1976 Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk, gdzie umieszczono nazwisko Kofty oraz wytyczne: „Wszystkie własne publikacje autorów z tej listy, zgłaszane przez prasę i wydawnictwa książkowe, oraz wszystkie przypadki wymieniania ich nazwisk, należy sygnalizować kierownictwu Urzędu, w porozumieniu z którym może jedynie nastąpić zwolnienie tych materiałów. Zapis nie dotyczy radia i telewizji, których kierownictwo zapewnia przestrzeganie zasad we własnym zakresie. Treść niniejszego zapisu przeznaczona jest wyłącznie do wiadomości cenzorów”.

JAGA

Podczas wakacji nad morzem na początku lat 60., Janusz poznał pierwszą sympatię – piegowatą blondynkę. Może to o niej myślał, pisząc po latach „Wakacje z blondynką”? Choć niektórzy utrzymują, że ów tekst został zadedykowany wybitnie urodziwej aktorce, z którą, jak wyjaśniał sam autor, „byłby, gdyby nie przyjaźnił się tak bardzo z jej mężem”.

Wspólne lokum Kofty i owej dziewczyny, w punktowcu na Tamce, stało się przystanią artysty. Miał tam własny materac, na którym sypiał, kiedy, po suto zakrapianych wieczorach, nie był w stanie wrócić do domu na Grotach. Rankiem leczył kaca gorącą jajecznicą z pomidorami, przygotowywaną przez piękną gospodynię.

Jadwiga Kofta, żona artysty, wspomina: „Jonasz miał śliczną narzeczoną, a ja chłopaka z Akademii Sztuk Pięknych. Zobaczyliśmy się pierwszy raz na schodach Dziekanki. Jakoś tak oboje stanęliśmy, i on mi dał lizaka z kwiatkiem w środku. Mój chłopak zrobił mi o tego lizaka koszmarną awanturę. I tak właśnie Jonasz został mi w pamięci – szczupły, bardzo wąski w biodrach, niebieskie oczy, a właściwie ogromne niebieskie oczyska. Potem wpadliśmy na siebie we wrześniu, w Sandomierzu. On ze swoją narzeczoną, ja z tym samym chłopakiem. I jakoś tak się stało, że oni odpadli od nas, a my zaczęliśmy spotykać się”.

Minęło osiem lat, zanim Jaga i Jonasz na dobre związali się.

Wspólne życie rozpoczęli w 1970, w wynajętym fińskim domku, na tyłach Parku Ujazdowskiego. Ich pierwsze gniazdko stało się miejscem ciągłych wizyt znajomych i przyjaciół. Każdy, kto przychodził, dostawał talerz zupy, a wychodził następnego dnia rano. Ale też w tym czasie, Kofta potrafił dużo pracować. Narzucił sobie obcą do tej pory systematyczność, siedział po nocach.

Od kiedy zamieszkali razem, Jaga uświadomiła sobie, jak wielki problem ma Jonasz – alkohol. Zagroziła mu, że jeśli czegoś z tym nie zrobi, ona wyprowadzi się. Jonasz podjął decyzję, że wszyje sobie esperal. Przez siedem kolejnych lat pozostawał w abstynencji.

Kofta wyrobił sobie dokument tożsamości dopiero w wieku 28 lat. Wcześniej nie czuł takiej potrzeby, choć mógł to zrobić już dziesięć lat wcześniej.

„Jaguśka, możemy się chajtnąć! Mam dowód osobisty!” – zadzwonił do Jagi, i oświadczył się, bez kwiatów i pierścionka.

Pobrali się trzy lata później, 3 maja 1973, gdy Jaga była w piątym miesiącu ciąży. Syn Piotr przyszedł na świat we wrześniu 1973.

RADIO

Od 1964 Janusz Kofta współpracował z Programem Trzecim Polskiego Radia. „Ilustrowany Tygodnik Rozrywkowy” powstał w radiowej Trójce z połączenia wielu, rozrzuconych po ramówce, form kabaretowych. „Pierwsze audycje były bardzo nisko oceniane przez Program Trzeci – że my się mylimy, cofamy, że to jest taka improwizacja” – wspominał pisarz i satyryk, Jacek Janczarski.

Wspólnie z Janem Pietrzakiem, Kofta stworzył cykl „Duet liryczno-prozaiczny”, zaś ze Stefanem Friedmannem przez lata współtworzył kabaretowe programy „Dialogi na cztery nogi” i „Fachowcy”:

„Dialogi na cztery nogi” – „Cel naszej egzystencji”, Audio

„Dialogi na cztery nogi” – „Dwa zero dla naszych”, Audio

„Fachowcy” – „Nagły wypadek. Rura”, Audio

„Fachowcy” – „Gotowanie ziemniaków”, Audio

Teksty Kofty, mimo że powstawały w czasach cenzury, nie były pozbawione inteligentnej krytyki systemu, absurdów życia w PRL, i uszczypliwego spojrzenia na otaczającą rzeczywistość.

„Kiedy po raz pierwszy usłyszałem „Dialogi na cztery nogi”, myślałem, że zwariowałem. To po prostu było coś tak niesamowitego! Dziś się tego słucha jak pewnej klasyki, natomiast wtedy poziom abstrakcji, na który oni wznieśli się – to było coć zupełnie niebywałego!” – wspominał Jacek Janczarski.

LITERATURA

Debiutem literackim Jonasza Kofty były „Fraszki” z 1966.

Później, przez wiele lat, publikował na łamach ówczesnej prasy wiersze, satyry i teksty piosenek, które drukowane były na stronach „Szpilek”, „Radaru”, „Płomyka”, „ITD”. Publikował również wierszowane felietony w „Polityce”.

Twórczość poetycką Jonasza Kofty przypomniało 3-tomowe opracowanie „Jonasz Kofta. Co to jest miłość? Wiersze i piosenki zebrane” z 2011. Pełny zbiór wierszy Kofty zaprezentował go, jako autora, którego twórczość wykraczała daleko poza pisanie kolejnych lirycznych przebojów.

TEATR

Pisał też większe formy sceniczne, jak musicale „Oko”, „Kompot”, czy komedia „Fachowcy”.

Był autorem scenariuszy rewiowych, podjął też dwie próby dramaturgiczne, pisząc „Wojnę chłopską” i „Wątrobę faraona”.

W 2011, nakładem Prószyński i S-ka, ukazało się 2-tomowe wydawnictwo „Jonasz Kofta. Dolina tysiąca brzuchów. Zebrane utwory sceniczne i satyryczne”.

FILM

Kofta miał także za sobą krótką karierę aktorską. Dwukrotnie pojawiał się na dużym ekranie – po raz pierwszy zagrał epizod w filmie Leonarda Buczkowskiego „Marysia i Napoleon” z 1966. Można go było także zobaczyć w horrorze Grzegorza Warchoła „Lubię nietoperze” z 1985.

PIOSENKI

„KWAT JEDNEJ NOCY” (muz. Juliusz Loranc), 1969

Utwór „Kwiat jednej nocy”, z muzyką Juliusza Loranca, rozpoczął w 1969 wielką karierę Albabek, ale także karierę Kofty, w roli autora tekstów piosenek.

Juliusz Loranc wspominał: „Alibabki śpiewały ni to sopranami, ni to dziewczęcymi głosami. Szukałem dla nich jakiegoś zdecydowanego, charakterystycznego brzmienia. Kiedy w 1967 zaśpiewały „Gdy zmęczeni wracamy z pól” białymi głosami, bliskimi góralskim zaśpiewom, powiedziałem sobie: ciepło, ciepło. Ale kombinowałem dalej. Wymyślałem jakieś układy harmoniczne, szukałem rejestrów, w których one zabrzmią najlepiej. Wszystko to sprawdzaliśmy na żywo. Któregoś dnia, przyniosłem na próbę fragmencik. Dziewczyny zaśpiewały i doznaliśmy olśnienia: To jest to, o co chodziło!. To był szkic piosenki „Kwiat jednej nocy” ” (dzieje.pl).

Jeszcze, jako niezbyt znany kompozytor, Loranc zapragnął, by tekst do jego muzyki napisała Agnieszka Osiecka. Jednak ona była zbyt zajęta. Równocześnie, nie chciała, by młody twórca odszedł z kwitkiem, tym bardziej, że powoływał się na swoją działalność w klubie Stodoła. „Idź do Hybryd, tam mają nieźle piszących chłopaków – Wojtka Młynarskiego, Jonasza Koftę. Oni ci pomogą” – powiedziała. I tak Loranc trafił do Kofty.

Zakwita raz, tylko raz,
biały kwiat,
przez jedną noc pachnie tak –
ach!
Przez taką noc, królowa
jednej nocy
ogląda świat.
A światło dnia zdmuchuje
kwiatu płomień,
na wiele lat.
Alibabki – Official Video 1969

„RADOŚĆ o PORANKU” (muz. Juliusz Loranc)

Utwór „Radość o poranku”, z muzyką Juliusza Loranca, zaczynający się słowami „Jak dobrze wstać skoro świt” – to żart Kofty. Artysta podobno nigdy nie wstawał przed jedenastą. Później mówił, że żałuje, że napisał coś takiego. Wściekał się, gdy dzień w dzień emitowano ten utwór w „Sygnałach dnia”, o piątej rano.

Kofta był postacią barwną. Sam wystarczał za całą paletę kolorów. Noce często spędzał na mocno zakrapianych rozmowach.

Marek Dutkiewicz, autor wielu tekstów piosenek, kolega Jonasza „od kielicha”, wspominał w swojej biografii: „Stoimy z Jonaszem Koftą pod Ściekiem, klubem filmowca przy Trębackiej, i rechoczemy. Właśnie przed chwilą dotarło do nas, że jesteśmy autorami pieśni, sławiących życie skowronka i urok porannej pobudki. Te pieśni to „Radość o poranku” Jonasza, i „Wstawaj, szkoda dnia” – moja. Obaj znaliśmy świty z autopsji – wtedy na ogół padaliśmy, sfatygowani nocą”.

Jak dobrze wstać skoro świt,
jutrzenki blask duszkiem pić.
Nim w górze tam skowronek zacznie tryl,
jak dobrze wcześnie wstać dla tych chwil.
Gdy nie ma wad wspaniały, piękny świat,
jak dobrze wcześnie wstać wiosną raz.
Grupa I – Official Video 1974

PIOSENKI MIŁOSNE

„JEJ PORTRET” (muz. Włodzimierz Nahorny), 1971

Ciekawa historia wiąże się z piosenką „Jej portret” , której słowa Kofta napisał do muzyki Włodzimierza Nahornego. Kompozycja Nahornego krążyła między wieloma tekściarzami przez dwa lata. U Kofty leżała przez pół roku. W końcu, z pomocą przyszła mu żona. „Mówię mu: jeżeli tytuł jest „Jej portret”, to wiesz chyba, jakie są kobiety. A on, że nie wie. – No to napisz o tym, że nie wiesz, po prostu. I tym sposobem, wreszcie usiadł i napisał tę piosenkę” – opowiadała żona Jonasza.
Naprawdę, jaka jesteś – nie wie nikt,
bo tego nie wiesz nawet sama ty.
W tańczących wokół, ciemnych lustrach dni,
rozbłyska twój złoty śmiech,
przerwany wpół, czuły gest.
W pamięci składam wciąż
pasjans z samych serc.
Naprawdę jaka jesteś – nie wie nikt.
To prawda nie potrzebna wcale mi.
Gdy nie po drodze będzie razem iść,
uniosę twój zapach snu,
rysunek ust, barwę słów –
niedokończony, jasny portret twój.

Jonasz Kofta – Audio 1971

Piosenka została zaśpiewana po raz pierwszy w Opolu w 1972, przez Bogusława Meca:

Bogusław Mec – Official TV Video 1972

Piosenkę wykorzystano także w ścieżce dźwiękowej filmu „Jej portret” z 1974, w reż. Mieczysława Waśkowskiego. Oficjalna premiera miała miejsce dopiero w 1982.

„TAKĄ CIĘ WYMYŚLIŁEM” (muz. Jerzy Derfel), 1973

Taką cię wymyśliłem
nad stołem zalanym winem,
gdy twoje zdrowie piłem,
w niejedną szarą godzinę.
Za chwilę noc upadnie.
Spojrzyj, kochanie – dnieje.
To chwila, gdy najładniej
istniejesz.

Jerzy Połomski – Audio 1973

„WAKACJE z BLONDYNKĄ” (muz. Juliusz Loranc), 1968

To była blondynka – ten kolor włosów tak zwą.
Sprawiła, że miałem wakacje koloru blond.
W popołudniowa godzinę, po prostu spotkałem ją –
dziewczynę z bursztynu, na plaży koloru blond.
A potem – słońce, plaża, a czas obok sobie biegł,
i zamiast kalendarza – co noc jej przybywał pieg, jeden pieg.
Tych piegów było trzydzieści, a może trzydzieści dwa,
w tym czasie się mieści blondynka, plaża i ja.
Maciej Kossowski – Audio 1968

Andrzej Zaucha & Alibabki – Live 1988

Janusz Szrom – Live 2013

„TRZEBA MARZYĆ” (muz. Janusz Strobel)
Żeby coś się zdarzyło, żeby mogło się zdarzyć,
i zjawiła się miłość – trzeba marzyć.
Zamiast dmuchać na zimne – na gorącym się sparzyć,
z deszczu pobiec pod rynnę. Trzeba marzyć.
Gdy spadają, jak liście, kartki dat z kalendarzy,
kiedy szaro i mgliście – trzeba marzyć.
W chłodnej, pustej godzinie, na swój los się odważyć,
nim twe szczęście cię minie – trzeba marzyć.

Anna Serafińska – Live 2004

Anna Nula Stankiewicz – Audio from the album „Strobel Kofta Wołek”, 2013

„SAMBA przed ROZSTANIEM” (muz. Baden Powell de Aquino)
Nie, nie możesz teraz odejść,
bierzesz mi ostatnią wodę,
żar pustyni pali mnie!
Bezlitosna, płowa pustka,
mam spękane suche usta,
pocałunek mój – to krew.
Nie, nie możesz teraz odejść,
kiedy cała jestem głodem
twoich oczu, dłoni twych.
Mów! Powiedz, że zostaniesz jeszcze,
nim odbierzesz mi powietrze,
zanim wejdę w wielkie nic.
Hanna Banaszak i Janusz Strobel – Live in Opole 2013

„NAJPIĘKNIEJSZE MIŁOŚCI” (muz. Ita Żółkiewska), 1968

Najpiękniejsze są miłości, których nie ma,
które jutro może przyjdą, albo nie.
Najpiękniejsze są miłości, których nie ma,
światło z nieba – nie wiadomo, jak i gdzie.
Najpiękniejsze są miłości niewiadome,
nie wiadomo kiedy, gdzie, dlaczego, jak.
Niewiadome może wyjść zza rogu domu,
więc się nie zdziw, kiedy ciebie porwie wiatr.
Jonasz Kofta – Audio 1968

PIOSENKI i PIEŚNI PROEKLOGICZNE

„PAMIĘTAJCIE o OGRODACH” (muz. Jan Pietrzak), 1965

Pamiętajcie o ogrodach,
przecież stamtąd przyszliście,
w żar epoki użyczą wam chłodu
tylko drzewa, tylko liście.
Pamiętajcie o ogrodach,
czy tak trudno być poetą?
W żar epoki nie użyczy wam chłodu
żaden schron, żaden beton.

Jonasz Kofta, Marek Grechuta, Łucja Prus, Wojciech Mynarski i inni – Live in Opole 1977

Historia jednego przeboju – „Pamiętajcie o ogrodach”. O piosence opowiadają Jarosław Wasik, Magda Umer, Krzysztof Knittel, Elżbieta Zapendowska, Agnieszka Szydłowska, Marzena Rogalska, Piotr Metz, Paweł Sztompke, Maria Szabłowska, Tadeusz Drozda, Zbigniew Zamachowski, Joanna Bartel

„SONG o CISZY” (muz. Andrzej Zarycki), 1975

Wy mnie słuchacie, a ja śpiewam tekst z muzyką.
Taka konwencja, taki moment, więc tak jest.
Zaufaliśmy obyczajom i nawykom,
już nie pytamy, czy w tym wszystkim jakiś sens.
A ja zaśpiewać dzisiaj chcę w obronie ciszy,
choć wiem – nie pora, nie miejsce, i nie czas.
Bo gdy się milczy, milczy, milczy,
to apetyt rośnie wilczy
na poezję, co, być może, drzemie w nas.

Jonasz Kofta – Audio 1975

„TO ZIEMIA” (muz. Juliusz Loranc), 1968

Uśmiechów wiele ma godzina zwykłego dnia.
Nie zginiesz w tłumie, póki jeszcze umiesz
przystanąć, gdy zaśpiewa ptak.
Przystanąć, gdy zaśpiewa ptak!
Daleka droga twa, za dalą – inna dal.
Choć nie ma kresu, dobrze wiesz,
że droga ta prowadzi gdzieś.
Że droga ta prowadzi gdzieś!
Niewyśpiewany jeszcze świat,
niezapalone jeszcze światła,
co ludzką twarz, jak dobry sen, rozjaśnią.
Obłoków zamyślona biel!
Owoce drzewa, barwy dnia –
to wszystko dzięki tobie trwa.
To wszystko w tobie trwa!
Wśród wielu ludzkich spraw,
pamiętaj – nie jesteś sam:
ptak przelatuje, kwitnie kwiat.
To ona – to Ziemia,
Ziemia, ojczyzna ludzi!!!
Stan Borys – Live in Opole 1968

Alibabki – Audio 1968

„W MŁODOŚCI SADŹCIE DRZEWA” (muz. Janusz Kruk), 1974

Oto przychodzisz, by żyć,
wejść pośród ludzi, i siebie odnaleźć.
Masz jeszcze wszystko i nic –
to jest wspaniałe!
Ruszasz w drogę. Chciałbyś nazwać cały świat
krzykiem, szeptem, milczeniem i słowem.
Zostaw ślad po sobie, żywy ślad,
żebyś wiedział, gdzie się zacząłeś.
W młodości sadźcie drzewa, drzewa –
o tym śpiewam, o tym wam śpiewam.
Naprzeciw troskom, przeciw gniewom,
będzie z wami rosło wasze drzewo.
Patrzysz wokół – wyrąbano stary las,
droga biegnie równiną bezdrzewną.
Zostaw ślad po sobie, żywy ślad!
Ziemia ci się odwdzięczy na pewno.

Dwa plus Jeden – Live in Opole 1974

„KIEDY SIĘ DZIWIĆ PRZESTANĘ” (muz. Czesław Niemen), 1974

Kiedy się dziwić przestanę,
gdy w mym sercu wygaśnie czerwień,
swe ostatnie, niemądre pytanie,
nie zadane, w połowie przerwę.
Będę znała na wszystko odpowiedź,
ubożuchna rozsądkiem maleńkim,
czasem tylko popłaczę sobie,
łzami ckliwej, głupiej piosenki,
by za chwilę wszystko zapomnieć.
Kiedy się dziwić przestanę – będzie po mnie!
Kiedy się dziwić przestanę,
zgubię śpiewy podziemnych strumieni,
umrze we mnie, co nienazwane,
co mi oczy, jak róże, płomieni.
Dni jednakim rytmem pobiegną,
znieczulone, rozsądne, żałosne,
tylko życia straszliwe piękno
mnie ominie nieśmiałą wiosną.
Za daleko jej będzie do mnie,
kiedy się dziwić przestanę. Będzie po mnie!

Maryla Rodowicz – Audio 1974

PIOSENKA-ŻART – „ŚPIEWAĆ KAŻDY MOŻE” (muz. Stanisław Syrewicz), 1977

Kofta był autorem tekstu do wielkiego przeboju Jerzego Stuhra „Śpiewać każdy może”, z muzyką Stanisława Syrewicza. Wykonanie utworu przyniosło aktorowi zwycięstwo na festiwalu opolskim w 1977.
Śpiewać każdy może,
trochę lepiej lub trochę gorzej,
ale nie o to chodzi,
jak co komu wychodzi!

Jerzy Stuhr – Live in Opole 1977

Inne popularne piosenki i pieśni z tekstem Jonasza Kofty, które wykonywał często także osobiście, to m.in.
Jonasz Kofta – „Moja wolności” (muz. Georges Moustaki), Audio 1968

Partita – „Kochajcie starszych panów” (muz. Leszek Bogdanowicz), Official TV Video 1970

Łucja Prus – „Tango z różą w zębach” (muz. Włodzimierz Nahorny), Audio 1973

Maryla Rodowicz – „Do łezki łezka” (muz. Andrzej Korzyński), Audio 1974

Zbigniew Wodecki i Zdzisława Sośnicka – „Z tobą chcę oglądać świat” (muz. Zbigniew Wodecki), Live TV 1988

Hanna Banaszak – „Wołanie Eurydyki” (muz. Jerzy Satanowski), Audio 2016

35-LECIE DZIAŁALNOŚCI

W 1978 odbył się w Kabarecie Hybrydy jubileuszowy występ Jonasza Kofty. Artysta wykonał piosenki i monologi własnego autorstwa:
Jonasz Kofta – 35 lat minęło, Live @ Studio Gama, Full Concert 1978

DOROBEK:
Literatura
1966: Fraszki
1978: Dialogi na cztery nogi. Fachowcy – Jonasz Kofta, Stefan Friedmann
1981: Wojna chłopska – dramat
1982: Księga zdziwień – Jonasz Kofta, Andrzej Dudziński
1989: Na wszystkich dworcach świata – satyry
1991: Co to jest miłość? – poezje
1991: Pamiętajcie o ogrodach – poezje
2000: Wiersze
2002: Jonasz Kofta
2011: Dolina tysiąca brzuchów. Zebrane utwory sceniczne i satyryczne – Tom 1, 2
2011: Co to jest miłość. Wiersze i piosenki zebrane – Tom 1, 2, 3
2012: Jej portret. Najpiękniejsze wiersze i piosenki
Film
1966: Marysia i Napoleon (chłopak tańczący w klubie studenckim)
1974: Ziemia obiecana – słowa ballad
1975: Zawodowcy – scenariusz
1980: Wielki Dodek – scenariusz
1985: Lubię nietoperze (narkoman, pacjent w klinice Junga)
1995: Czarny wachlarz – przekład tekstów Aleksandra Wertyńskiego
2000: Głupie zagadki – słowa piosenek.
Teatr
1970: Oko
1979: Wielki Dodek
1979: Wojna chłopska
1980: Fachowcy
1983: Kompot
1987: Szalone lata
1988: W zielono-złotym Singapurze
2000: Zapatrzeni
2001: Kofta
2005: Sufit Jonasza Kofty, czyli gdzie ta bohema
2005: Stop-klatka
2006: Pamiętajcie o ogrodach, czyli rozważania na dworcu
2010: Śpiewać każdy może.

Piosenki (wybór):
„Czasami pech się uśmiecha” (muz. Antoni Kopff)
„Czekamy na wyrok” (muz. Antoni Kopff)
„Do łezki łezka” (muz. Andrzej Korzyński)
„Epitafium dla Mahalii Jackson” (muz. Stanisław Sojka)
„Idąc” (muz. Jarosław Kukulski)
„Jeden świat” (muz. Janusz Koman)
„Jej portret” (muz. Włodzimierz Nahorny)
„Kiedy się dziwić przestanę” (muz. Czesław Niemen)
„Kochać – znaczy żyć” (muz. Barbara Bajer)
„Kochajcie starszych panów” (muz. Leszek Bogdanowicz)
„Księżyc w nowiu” (muz, Janusz Strobel)
„Kwiat jednej nocy” (muz, Juliusz Loranc)
„Najpiękniejsze miłości” (muz. Ita Żółkiewska)
„Nie umiem być sam” (muz. Stefan Rembowski)
„Pamiętajcie o ogrodach” (muz. Jan Pietrzak)
„Pogrążony we śnie” (muz. Aleksander Maliszewski)
„Radość o poranku” (muz. Juliusz Loranc)
„Samba przed rozstaniem” (muz. Baden Powell)
„Song o ciszy” (muz. Andrzej Zarycki)
„Song o wyczekiwaniu” (muz. Czesław Majewski)
„Sposób na czekanie” (muz. Marian Zimiński)
„Śpiewać każdy może” (muz. Stanisław Syrewicz)
„Światło świec” (muz. Juliusz Loranc)
„Tango z różą w zębach” (muz. Włodzimierz Nahorny)
„To ziemia” (muz. Juliusz Loranc)
„Trzeba marzyć” (muz. Janusz Strobel)
„W młodości sadźcie drzewa” (muz, Janusz Kruk)
„Wakacje z blondynką” (muz, Juliusz Loranc)
„Wołanie Eurydyki” (muz. Jerzy Satanowski)
„Wszystko za wszystko” (muz. Antoni Kopff)
„Z tobą chcę oglądać świat” (muz. Zbigniew Wodecki)
„Ździebełko ciepełka” (muz. Janusz Strobel).

Nagrody:
1968: Nagroda Komitetu ds. Radia i TV, zespołowa, za audycje satyryczno-rozrywkowe w radiowej Trójce
1973: I nagroda Opole ’73, za „Tango z różą w zębach” (muzyka Włodzimierz Nahorny)
1974: I nagroda Opole ’74, za „Radość o poranku” (muzyka Juliusz Loranc)
1977: III nagroda Opole ’77, za „Song o ciszy” (muzyka Andrzej Zarycki),
1977: Grand Prix Sopot ’77, za „Jeden świat” (muzyka Janusz Koman) i „Kochać – znaczy żyć” (muzyka Barbara Bajer)
1978: I nagroda Opole ’78, za „Pogrążony we śnie” (muzyka Aleksander Maliszewski)
1983: Nagroda Dziennikarzy Opole ’83
1987: I nagroda Opole ’87, za „Czekamy na wyrok” (muzyka Antoni Kopff)
1988: Opole – Nagroda Przewodniczącego WRN, za wybitną twórczość literacką i jej prezentację na festiwalach opolskich.

CHOROBA

W 1981 w życiu artysty nastąpiło kolejne załamanie. Był rozczarowany sytuacją polityczną w kraju. Snuł się po mieście, popijał, nie dbał o zdrowie.

Jesienią 1982 niewielki guzek za uchem Jonasza został zdiagnozowany jako rak ślinianek. Jonasz poddał się operacji, przeszedł radioterapię.

Cierpiał. Nie miał apetytu. Mimo tego, wciąż pisał.

Wkrótce, znowu zaczął znikać z domu. Krążył po melinach i znajomych, pił.

„Mówią podobno, że mam raka, a przecież nie chodzę tyłem” – tę autoironiczną wypowiedź satyryka zanotował pod datą 19 stycznia 1983 Krzysztof Mętrak w swoim „Dzienniku”.

ŚMIERĆ

„Tak naprawdę, Jonasz umarł w SPATiF-ie. 4 lutego 1988 umówił się ze znajomą dziennikarką na wywiad. Zamówił golonkę. Mięso utknęło w spalonym kobaltem gardle. Stracił przytomność. Zrobiła się afera” – napisał Janusz Atlas w książce „Atlas towarzyski”.

Powstał skrzep w mózgu, powodujący śpiączkę, z której artysta już nie wybudził się.

Po ponad dwóch miesiącach w śpiączce, 19 kwietnia 1988 Jonasz Kofta zmarł. Miał zaledwie 45 lat.

Został pochowany na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.

R.I.P. [*]

Więcej szczegółów o ostatnich dniach życia i okolicznościach śmierci Jonasza Kofty, dowiadujemy się z biografii „Jego portret. Opowieść o Jonaszu Kofcie”, autorstwa Piotra Derlatki, która ukazała się 12 listopada 2019.

Nagła śmierć artysty budzi kontrowersje do dziś. Co zdumiewające, artysta przeczuwał własny koniec, o czym często mówił i publikował w tekstach.

W styczniu 1988, Jonasz prawie wcale nie bywał w domu na Grotach. Zmieniał miejsca, pomieszkiwał u Jerzego Ciesielskiego albo u Antoniego Kopffa. „Mieszkał tu. Siedzieliśmy i pisaliśmy rozmaite rzeczy, piliśmy wódkę. Nie mógł jeść, był potwornie chudy. Jadał tylko zupy, lekkie rzeczy” – wspominał Kopff.

Jonasz próbował pracować. Od reżysera Jerzego Hoffmana dostał ciekawą propozycję napisania scenariusza do filmu, który twórca „Potopu” miał zrealizować we Francji. Jonasz opowiadał o tym fakcie znajomym, był dumny, że twórca tej klasy zaproponował mu współpracę. Ale jakoś nie mógł zabrać się do pisania. Hoffman wysyłał błagalne telegramy z prośbą o wiadomość, ale nie wiedział, że nie docierały one do Jonasza, bo wysyłał je na ul. Kocjana, gdzie Kofty od dawna nie widziano.

Na przełomie stycznia i lutego 1988, Jonasz zjawił się w domu na Grotach. Był w bardzo złym stanie – zaniedbany, niedożywiony, wycieńczony alkoholem. Wiedział jednak, że bez względu na okoliczności – zawsze może wrócić. I wrócił – zawstydzony porażką w walce z nałogiem, zmęczony trybem życia, jaki wiódł od kilku lat.

„Po kolacji usiedliśmy przy stole z herbatą. Powiedział wtedy: Jaguśka, a może zaczęlibyśmy wszystko od nowa?” – wspominała żona.

Postanowił też, że za wszelką cenę, przez tydzień nie będzie wychodził z domu. Chciał odpocząć, zregenerować siły. Gdy jednak zadzwonił Jerzy Hoffman, proponując spotkanie w sprawie scenariusza, Jonasz pojechał do niego, mimo, że Jaga namawiała, by odłożył plany zawodowe na później.

W domowym archiwum zachowały się szkice do scenariusza tego filmu, co sugeruje, że prace nad wspólnym projektem Kofty i Hoffmana były dość zaawansowane.

Kofta wyszedł z domu, i tego dnia nie wrócił już na Groty. Nie wiadomo, gdzie spędził noc. Może u Antoniego Kopffa, który twierdził, że przyjaciel mieszkał u niego przez dwa ostatnie tygodnie życia, a może u Jerzego Ciesielskiego? Może na tę noc zatrzymał się u matki, na Mokotowskiej?

Wiadomo na pewno, że następnego dnia, 4 lutego 1988, Jonasz umówił się w SPATiF-ie, na wywiad z dziennikarką, Martą Sztokfisz. Przyszedł tam wczesnym popołudniem, tuż przed porą obiadową. Na miejscu spotkał znajomych, stałych bywalców. Nie wiadomo, kogo dokładnie. Nikt nie przyznaje się, że tego fatalnego dnia był świadkiem wypadku Kofty. SPATIF w porze obiadowej zawsze jest pełen ludzi. Kofta wszedł, przywitał się, opowiadał anegdoty, i pił.

Kiedy zjawiła się młoda dziennikarka i poprosiła o autoryzowanie wywiadu, Kofta był już podpity.

Usiedli przy stoliku, nieopodal towarzystwa, z którym godzinę wcześniej Jonasz witał się i wznosił toasty.

Różne są wersje tego, co zdarzyło się później.

Kofta zamówił jedzenie. Od dawna marzył, żeby wreszcie zjeść coś, co naprawdę lubi. Może „sztukamięs” z sosem chrzanowym, jego ulubione danie, a może golonkę z kapustą? Od dawna nie mógł jeść takich potraw. Od czasu, kiedy zachorował na raka ślinianek, i podjął radioterapię, miał zniszczony przełyk, trudności z połykaniem. Sztuczna ślina, którą żona Jaga sprowadzała dla niego zza granicy, nie zawsze pomagała, i nie zawsze była. Od dawna, Kofta jadał tylko zupy, koktajle, papki. Tego dnia postanowił, że zje wreszcie coś, na co od dawna miał ochotę. Ludzie opowiadali potem, że była to golonka. Ktoś inny, że to nie była golonka, tylko, że Kofta zakrztusił się ziemniakami. Ktoś inny pisał, że była to skórka chleba.

To nie ma przecież żadnego znaczenia. Dość, że połknął kęs, którym zakrztusił się. Kęs, który okazał się śmiertelny.

Jonasz zakrztusił się, stracił przytomność, i osunął się z krzesła, na którym przed chwilą siedział, rozmawiając z Martą Sztokfisz. Dziennikarka nie rozumiała, co się dzieje. Czy stracił przytomność, ponieważ upił się? Przestraszona, zabrała swoje rzeczy ze stolika, i wyszła pospiesznie ze SPATiF-u.

W klubie panowała ogólna wesołość, ktoś wznosił kolejny toast, ktoś inny opowiadał dowcip lub anegdotę, toczyły się rozmowy, mnożyły się plotki. Było gwarno i tłoczno.

„Kiedy w ten fatalny dzień, Jonasz spadł z krzesła i stracił przytomność, wszyscy podobno śmiali się, myśleli, że to kolejny żart. Zapomnieli, że siedzą z człowiekiem naprawdę chorym” – mówiła Dorota Jovanka Ćirlić.

Z początku nikt nie zwracał uwagi na Jonasza, leżącego pod stołem. Nie on pierwszy i nie ostatni. Zwłaszcza w SPATiF-ie. Ale ktoś zauważył, że Kofta staje się siny. Dopiero wtedy podniosła się wrzawa. Ludzie krzyczeli, że to zawał, inni szukali na sali lekarza, wezwali pogotowie. Ktoś próbował Jonasza reanimować. Zofia Czerwińska opowiadała, że był to aktor Ryszard Pietruski. Z kolei, Jaga Kofta twierdziła, że „pijany lekarz masował mu serce z prawej strony. Gdyby wyjęli to, co wpadło do przełyku, może by przeżył”.

„Wydaje mi się, że gdyby ktoś rozsądny pobiegł na drugą stronę ulicy, do restauracji Pod Lwami, gdzie często przesiadywali lekarze, i sprowadził któregoś z nich, nie skończyłoby się to tragicznie. Szybka pomoc uratowałaby mu życie” – mówił Krzysztof Paszek.

Karetka pogotowia przyjechała dość szybko, ale i tak było już za późno. Jeden z lekarzy stwierdził zgon, drugi reanimował Jonasza i przywrócił go do życia, ale – jak się potem okazało – Kofta miał uszkodzony pień mózgu.

„To jest skandal, że jemu dano umrzeć” – mówił Roman Ziemlański. „Nie mogę tego zrozumieć: dlaczego nikt w SPATiF-ie mu nie pomógł? Przecież tam byli jego koledzy! Jak oni mogli dopuścić do tego, by udusił się na ich oczach? Postawa tych, którzy przy tym byli, była, grzecznie mówiąc, skandaliczna. To nieważne, czy on był wówczas trzeźwy, czy napił się. Dlaczego nikt mu nie pomógł?!” (ksiazki.wp.pl).

„Boję się, że nawet gdyby go odratowali, zrobiłby później coś podobnego. On szukał śmierci, a sam nie potrafił rozwiązać tej sprawy. Opowiadał, że ma przerzuty, chociaż ich nie miał” – mówił syn Jonasza, Piotr Kofta (ksiazki.wp.pl).

Piotr Derlatka: „Twierdził, że jego warsztat twórczy to najtańszy długopis, bo często je gubi, i parę zwiniętych w kieszeni kartek. A najlepsze utwory pisze, kiedy jest czymś zaskoczony. A pisywał dla największych – Hanny Banaszak, Zdzisławy Sośnickiej, Maryli Rodowicz, Ireny Santor, Łucji Prus, Michała Bajora, Czesława Niemena, Jerzego Połomskiego. Dziś nikt z nich nie chce przyznać się, że był w SPATiF-ie, kiedy Kofta dusił się.

Indywidualista, dla którego najważniejsza była twórcza wolność, niezależność i dystans do świata. Dystans na pograniczu nieodpowiedzialności, bo pijał za dużo, nie dbał o zdrowie, i często nie dotrzymywał zobowiązań, podjętych w euforii życia towarzyskiego. Bywało, że znikał z domu, gdzie zostawiał żonę i syna, zmagających się z codziennością” (swiatksiazki.pl).

Ryszard Marek Groński, kolega Kofty z Kabaretu Pod Egidą: „Jonasz kojarzył się raczej z sukcesami Egidy, ze szlagierami, podpisami do rysunków Andrzeja Dudzińskiego, z recitalami, „Dialogami na cztery nogi”, z całym tym zabawnym i kolorowym światkiem dostarczycieli rozrywki. Znano go i ceniono w branży, orientowano się w jego możliwościach i licznych talentach. Bo to przecież nie tylko poeta i piosenkopisarz, nie tylko satyryk, ale także malarz, wnoszący wszędzie, gdzie się tylko pojawił, pelerynowaty gest, klimat dekadencji, artystycznego szaleństwa, cyganeryjnej tęsknoty” (swiatksiazki.pl).

Rodzina Koftów to w dużej mierze ludzie pióra i nauki. Matka Jonasza, prof. Maria Kofta, była germanistką. Brat Jonasza, Mirosław Kofta, jest profesorem psychologii. Żona Mirosława, Krystyna Kofta, jest pisarką i publicystką. Syn Jonasza, Piotr Kofta, jest pisarzem.

Artystę upamiętniono ustanowieniem nagrody Grand Prix jego imienia, przyznawanej przez Ogólnopolski Przegląd Piosenki Autorskiej OPPA w Warszawie.

Nagrodę Jonasz, w kategorii twórczości kabaretowej i literackiej, ustanowiła redakcja rozrywki Programu III Polskiego Radia.

Jesienią 2009, w obecności żony poety, Jagi Kofty, imieniem jej męża nazwano Ogólnopolskie Spotkanie Młodych Autorów i Kompozytorów Piosenki SMAK, odbywające się od1978, w Myśliborzu, gdzie poeta bywał w jury konkursu.

Stefan Friedmann opowiada o współpracy i przyjaźni z Jonaszem Koftą – „Tak się zaczęło”, Live 2018

Piotr Kofta, krytyk literacki i pisarz, syn Jonasza, opowiada o ojcu – „Jonasza Kofty obraz nieznany”, Live 2018

„Pamięci Jonasza Kofty”, Audio 2015
Tommy Thor – vocal
Piotr Bajus – guitar
Robert Bielak – violin
Roman Galoch – bass
Marcin Orzechowski – drums

„Czy chciałbym wyryć swoje imię
na gładkich lustrach wód leniwych?
W przejrzystym, głębinowym zimnie –
nieczuły istnieć, i szczęśliwy?
Szczęśliwy, bo płynący wiecznie,
szczęśliwy, bo bez granic.
Od źródła, aż do ujścia w przestrzeń –
objęty czasu ramionami.
Nie dla mnie kryształowa trumna,
życia od siebie nie oddzielę,
bym w jasne słońce patrzeć umiał
okiem rozwartym, jak topielec.
Ja jestem ciekaw swojej śmierci.
I jednym tylko siebie trwożę:
gdy serce pęknie mi na ćwierci,
już wiersza o tym… nie ułożę” (Jonasz Kofta).

Fot. poezja.org / Krzysztof Wojciechowski / polskieradio.pl / Marek Karewicz / 1973 Jaga, Jonasz i Piotr (Zygmunt Januszewski) / dziennikpolski24.pl / Agencja Forum