Mariusz Wnuk, ostatnie pożegnanie



Oprac. Andrzej Rumianowski, fot. Andrzej Rumianowski



 

31 marca 2021, o godz. 11:00 w Kościele pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny, w Konstancinie Jeziorna, przy ul. Piłsudskiego 54 została odprawiona Msza Żałobna w intencji wspaniałego muzyka i przyjaciela

Mariusza Wnuka




 

Ze względu na epidemiczną sytuację rodzina i przyjaciele żegnali zmarłego, zebrawszy się przed kościołem.




 

Mariusza Wnuka żegnali koledzy z Warsaw Dixielanders, zespołu, którego był założycielem.




 

W kościele we Mszy Świętej uczestniczyła tylko najbliższa rodzina zmarłego.




 

Urnę z prochami zmarłego otaczało wiele wieńców.




 

Msza Żałobna zgromadziła przed kościołem blisko setkę przyjaciół zmarłego.




 

Stojąca na katafalku urna z prochami Mariusza Wnuka, a przed nią karton z płytami przygotowanymi do rozdania zgromadzonym żałobnikom.




 

Płyta The Warsaw Dixielanders, Muzyczny Świat Louisa Armstronga, nagrana w lutym 2020 roku, ostatnia płyta w nagraniu której brał udział Mariusz Wnuk.




 

Uczestnicy mszy żałobnej żegnali Mariusza Wnuka kładąc białe tulipany przed urną z jego prochami.




 

W imieniu zespołu Warsaw Dixielanders, PSJ-tu i Stoartu zmarłego żegnali jego koledzy z zespołu i przyjaciele:
Jerzy Więckowski i Michał Pijewski.

Przez głośniki usłyszeliśmy także pożegnanie wnuczki zmarłego. Gabriela pięknie opowiadała o wielkiej więzi łączącej ją z dziadkiem Mario.

Pełen teks pożegnania znajduje się poniżej fotografii




 

Podczas Mszy Żałobnej wszystkim zgromadzonym towarzyszyło wielkie wzruszenie, które najtrudniej było pohamować najbliższej rodzinie.




 

Urna z prochami zmarłego w karawanie, przygotowane do transportu na cmentarz.




 

Dla upamiętnienia tej chwili syn i wnuczka Mariusza Wnuka wypuścili kilka białych gołębi.


Tekst wygłoszony, po Mszy Żałobnej, przez Gabrielę Wnuk:

 

Nie płaczcie, mnie tu nie ma…
Zszedłem ze sceny niepokonany.
Geniusz nie polega na tym że wie się więcej,
tylko że wie się wcześniej.
Czasem trzeba iść własną drogą.

Mario wiedział przed nami i znów poszedł własną drogą.

Nie płaczcie nad tą urną, mnie tu nie ma.
Jestem w Waszych kochających sercach…
Tęskniących oczach, każdym wspomnieniu.

Dziś żegnam przyjaciela i dziadka.
My od samego początku mieliśmy wspólny język.
Ja inaczej spędzałam z nim czas niż inni wnukowie.
Były oczywiście próby pianina. To było nieuniknione,
wszyscy przez to przechodziliśmy.
W moim przypadku nie było talentu, nie było zapału,
nie było chęci… ale były moje długie palce.
I gdyby nie te długie palce,
to ja bym nie musiała przez to wszystko przechodzić.
No ale… nieuniknione.

Potem na szczęście pojawiło się rodzeństwo
i jak zobaczył że może nadzieja jest w innych,
to powiedział po kilku latach:
– Wiesz co Gabi, nic na siłę..

I to był moment przełomowy.
Bo to już nie instrument nasz łączył.
Chodziliśmy na spacery, woził mnie w wózku, bawiliśmy się lalkami.
Dziadek przykładał ogromna wagę do tych zabaw.
Przez to okazywał mi szacunek.
On miał swoją lalkę Teresię a ja swoją- Rudą.
Zawsze tak ładnie ją ubierał, woził w wózeczku.
I zawsze odbierał ją z naszego udawanego przedszkola bardzo punktualnie.
Był zawsze minutę przed czasem.
Mówiłam mu żeby się tak nie przejmował
(cichym głosem żeby lalki nie słyszały),
bo to jest tylko nasze udawane przedszkole.
Odłożył Tereskę na bok- żeby też nie słyszała i powiedział :
– To nic Gabi, ja Ciebie chcę nauczyć.
I nauczył.
Potem po latach jak dziadek wyrósł z Tereski..
tzn. jak ja wyrosłam z lalek to jeździliśmy na ryby a potem na lody.
Ja nie lubiłam łowić ryb, a On nigdy nie jadł lodów…
I wtedy po raz pierwszy zrozumiałam co to znaczy miłość.
Pomimo różnic, po prostu byliśmy dla siebie.
Cały czas bardzo wyraźnie czuję obecność mojego dziadka.

Dziadek poprosił mnie, abym stanęła tu dzisiaj przed Wami
i przekazała Wam w jego imieniu jak bardzo spełnionym i szczęśliwym był człowiekiem.
Stać tu przed urną i mówić do niego jest ponad moje siły.
Ale obiecałam mu to, bo mówił :
– Pamiętaj, zawsze dotrzymuj słowa.
Wiec robię to dla niego. Tylko dla niego.

Prawdziwy muzyk nie przeżyje bez muzyki – zawsze mi powtarzał.
W momencie kiedy dowiedział się że nie będzie mógł już grać,
automatycznie przestał walczyć,dosłownie.
Scenariusz Maria: niemożność grania, gorset, wózek inwalidzki sprawiłyby mu niewyobrażalne cierpienie.
On powiedział: Nie chcę tego, nie chcę cierpieć.
Nie zasługiwał na to. Mario pierwszy raz pomyślał o sobie.
Pomimo naszego cierpienia i wielkiej straty uszanujmy Jego wybór.
On całe życie był dla innych i cieszył się za innych.
Teraz my cieszmy się za niego, razem z nim.
Towarzyszymy mu w tej radości.
Mario stanął na podium – wiwatujmy mu i dzielmy tę radość.

Tak sobie myślę, ze Mario już tam w niebie pozałatwiał wszystkie formalności
(tam urzędy sprawnie działają, mkhmm, to nie Piaseczno…)
Siedzi teraz pewnie z Armstrongiem i Sinatrą… przedstawił im swoich chłopaków…
Dziś wieczorem dziadek ma próbę, bo w sobotę grają koncert..
i wie że kiedyś Krystyna tych koncertów posłucha znowu w pierwszym rzędzie.

Każdy z nas ma część dziadka w swoim sercu. On cały czas jest z nami.
Wiec nie płaczmy za jego stratą bo go wcale nie straciliśmy.
Bądźmy za niego szczęśliwi, cieszmy się razem z nim.

Bo on tego chce i o to nas prosi.

Dziadku, wiem że jesteś teraz z nami.
Dziękujemy Ci że nauczyłeś nas uśmiechać się do ludzi i do świata.

Gdyby nie Ty, nie byłoby mnie w miejscu którym teraz jestem.
Wyciągnąłeś mnie z tego wielkościowego i narcystycznego świata,
który jak się okazuje jest pusty, nudny i przewidywalny.
Nauczyłeś mnie że pieniądz to tylko narzędzie, z którego możemy korzystać a nie wartość sama w sobie.

Przekazałeś mi wartości, którymi się kierowałeś w życiu: dobroć, miłość i pokorę.

Przegrałeś szlaki, byłeś naszym drogowskazem
Bohaterem. Takim fajnym, bo po ludzku, z błędami.

Nie żegnamy Cię, a mówimy do zobaczenia.

Twoje wnuki

Wszystkie Wnuki.