RECENZJA KSIĄŻKI: Krzysztof Karpiński
„Był Jazz. Krzyk jazz–bandu w międzywojennej Polsce”.

2014, Wydawnictwo Literackie, 752 s. + CD.

Tekst: Marek Gaszyński

byl-jazz-krzyk-jazz-bandu-w-miedzywojennej-polsce

Książka Krzysztofa Karpińskiego powinna stać się literaturą obowiązkową na wszystkich uczelniach muzycznych, a także we wszystkich muzycznych szkołach średniego stopnia. Jest to bowiem kompendium wiedzy o starym jazzie, o muzyce rozrywkowej bliskiej jazzowi w okresie międzywojennym i o losach tej muzyki podczas Okupacji w latach 1939 – 1945.

Pisanie tej książki trwało długo. Nic dziwnego, bo zebranie tak bogatego i różnorodnego materiału faktograficznego zamieszczonego w niej to ciężka praca, to długotrwały proces. Ta praca i te poszukiwania stanęły u podstaw wielkiego sukcesu tej książki. Oto przykład: wszyscy wiedzieliśmy, że Henryk Wars, bracia Artur i Henryk Goldowie, Jerzy Petersburski, Szymon Kataszek, grali muzykę opartą na amerykańskim jazzie lat 30 a nawet 20. A Karpiński tę naszą szczątkową wiedzę usystematyzował, nadał jej cech realności, pokazał że siła naszego współczesnego jazzu, że entuzjazm pro jazzowy lat 40. i 50. ma swe źródła, swe podstawy właśnie w tym jazzowym przedszkolu okresu Międzywojennego.

Inna sprawa – jaki to był jazz, ile było w nim stylowej improwizacji, klasycznego swingu, charakterystycznego synkopowania, kompozycji pisanych dla potrzeb jazzu i tworzonych przez autentycznych muzyków jazzowych. Na ile to był nasz własny jazz, a na ile muzyka wzorowana na jazzie amerykańskim, lub tak zwanym jazzie symfonicznym, który z prawdziwym czarnym jazzem wiele nie miał wspólnego. Nie przypadkowo używam tego – dziś już nie stosowanego określenia „czarny jazz” – bowiem wtedy jazz grany był prawie wyłącznie przez muzyków czarnych, utożsamiano go z murzynami i przez to – być może – był lekceważony, krytykowany, sprowadzany do „murzyńskości”, „negroizmu”, prymitywu. Tak był wyrażany w latach 20. i 30. stosunek rasy białej do czarnej – bije to przede wszystkim ze źródeł historycznych, ale także z ówczesnej literatury, filmu, obyczaju. Białych wykonawców w jazzie było wtedy nie za wielu, przybywało ich stopniowo: Nick La Rocca, Leon Ropollo, Original Dixieland Jazz Band, Bix Beiderbecke, Benny Goodman, Gene Krupa, Artie Shaw, Harry James, bracia Dorseyowie, czy Paul Whiteman grający ze swą przesłodzoną orkiestrą nieco sztuczny i przesłodzony ”symfoniczny jazz”. I to właśnie on wywarł największy wpływ na nasz jazz i naszych jazzmanów.

W każdym razie tego przedwojennego jazzu nie powinniśmy mierzyć współczesną miarką – również inne cele pełniła ta muzyka wtedy i dziś, tam w USA i u nas w Polsce.

Jazz w Stanach Zjednoczony był w I połowie XX wieku muzyką biedy, muzyką ciemiężonych murzynów, wyzyskiwanych w pracy, w jej poszukiwaniu przenoszących się z miejsca na miejsce, gorzej płatnych, fizycznych. Fakt ten wykorzystywali w swych zapowiedziach konferansjerzy imprez jazzowych w Polsce w latach 40 i 50 – w ich ustach miało to być dowodem na to, że muzyka bluesowa i jazzowa to muzyka bliskich nam ideowo, cierpiących pod butem kapitalisty szarych (w zasadzie czarnych) ludzi. Nie zawsze jednak władza partyjna dawała się nabrać na takie chwyty. Ci biedni ludzie stworzyli bluesa i stworzyli jazz, który był ich jedyną radością, oazą swobody, szansą na wypoczynek, możliwością twórczej wypowiedzi, źródłem zabawy i tańca. Jazz w USA wykonywany był głównie w tanich lokalach przedmieścia, enklawach murzyńskich w środku miasta (Apollo, Storyville, kluby Harlemu, Chicago, St. Louis), w tancbudach, lokalikach określanych jako honky tonks. Był muzyką plebsu i przez plebs tworzoną. A zespoły zasobne, eleganckie, grające w dobrych lokalach były wyjątkiem od tej reguły.

Otwieram książkę Karpińskiego, widzę muzyków orkiestry w garniturach, profesjonalne instrumenty, statywy do nich, nuty rozłożone na pulpitach, modnie ubrani muzycy, dyrygent we fraku. Na sali przy stolikach siedzą eleganckie damy: boa, pawie pióra, szale, coiffury. Są wykładane czerwonym suknem schody, stateczni panowie z ulizanymi fryzurami, stoły suto zastawione jadłem.

byl-jazz-krzyk-jazz-bandu-w-miedzywojennej-polsce2

Czy dwie różne muzyki towarzyszą tym obrazkom? Nie, tu i tu jest jazz! Ale w Polsce jazz był wtedy muzyką ludzi bogatych, tych, których stać było na pójście do Adrii, Oazy, George’a, eleganckich i drogich hoteli. Ten nasz jazz nie miał nic wspólnego z ludem, był muzyką tworzoną dla pieniądza, korzystała z jego uroków elita bogaczy, albo przynajmniej ludzie żyjący na średnio wysokim poziomie. By wejść do nocnego lokalu w którym grano jazz (innych nie było, może z paroma wyjątkami) trzeba było mieć pieniądze na bilet wstępu, szampana (nie na moonshine whisky czyli tani samogonik), na dobre jedzenie, na eleganckie stroje. Jazz w Polsce spauperyzował się, zszedł był z tych koturnów dopiero po wyzwoleniu za demokracji.

O tym też mówi, to też opisuje Karpiński w swej pięknie wydanej książce. Wydanej tak pięknie, że początkowo myślałem iż kosztuje grubo ponad 5o zł., w okolicach setki, a okazało się, że cena jest bardzo umiarkowana, w księgarni na Wiejskiej w Warszawie kupiłem ją za 46 złotych (*). Dodatkowo, prócz treści, do kupna zachęcają strony: przednia i tylna, miłe i ciepłe w dotyku, stylowa okładka, wielka ilość zdjęć z epoki i encyklopedycznie, od A do Z ułożony przewodnik po ludziach, którzy w ten jazz byli zaangażowani. Mało tego – do książki dołączona jest płyta CD z 12 oryginalnymi nagraniami z lat 1934 – 1940. Przez mniej więcej 34 minuty możemy słuchać orkiestr Rosnera, Gerta, Warsa, Wesby’ego i Jary’ego.

Długo jeszcze mógłbym chwalić książkę „Był jazz”, ale co by wtedy zostało na moją, której pierwsza część opisuje ten sam okres międzywojnia. Mam, co prawda, wiele materiałów, których nie ma u Karpińskiego, ale on opisał te lata i udokumentował treść swego opisu tak dokładnie, tak starannie i tak wyczerpująco, że bliski jestem zrezygnowania z opisu tego wszystkiego w mojej książce zatytułowanej „Jazzowe wykopaliska”. Wiem, co zrobię! Skrócę i to znacznie, opis lat 20. i 30, umieszczę tam to czego u Karpińskiego nie ma, a rozbuduję obraz lat, które nastąpiły po wyzwoleniu, po roku 1945.

(*) – cena dotyczy wydania w miękkiej okładce. W listopadzie ma pojawić się wersja w twardej okładce, która będzie o ok. 25 zł droższa (przyp. red.)