cze 19 2025
Wiesław Ejssymont, ostatnie pożegnanie.
Opracowanie i fotografie Andrzej Rumianowski. Tekst: Paweł Brodowski
Pogrzeb Wiesława Ejssymonta z dramatycznym epilogiem.
18 czerwca 2025 roku, wczesnym popołudniem na Cmentarzu Bródnowskim w Warszawie pożegnaliśmy Wiesława Ejssymonta.
Legendarny trębacz zmarł 27 maja br. w wieku 87 lat.
Pogrzeb miał nietypowy przebieg , bez nabożeństwa liturgicznego w kościele i bez uroczystości świeckiej, bez udziału mistrza ceremonii.
Żałobnicy, rodzina i przyjaciele, wyruszyli o godz. 13.00 spod kościoła „drewnianego” do rodzinnego grobu.
Tam czekali już muzycy z zespołu Dixie Fellows, którzy odegrali nowoorleański hymn cmentarny „Just a Closer Walk with Thee”
a po złożeniu urny do grobu przepojone smutkiem „St. James Infirmary”.
Oddaliśmy się wspomnieniom, które rozpoczął Paweł Brodowski.
Opowieść o Wieśku Ejssymoncie uzupełniali anegdotami Jego przyjaciele z dawnych lat, koledzy z czasów jego debiutu w Hybrydach i Stodole w drugiej połowie lat 50-tych, z okresu zespołu New Orleans Stompers, którego nazwę wymyślił Wiesiek, pierwszych festiwali Jazz Jamboree:
kontrabasista Janusz Rafalski,
puzonista Dymitr Markiewicz
… i z czasów późniejszych Jerzy Więckowski.
Były także, opowiadane przez przyjaciół, wątki rodzinne.
Ostatnie pożegnanie Wieśka Ejssymonta postanowiliśmy uwiecznić wspólną fotografią.
Na fotce: Andrzej Rumianowski (Muzeum Jazzu), Dymitr Markiewicz i jego żona Jadwiga, Michał Pijewski, siostrzeniec Michał Jelicz, Jerzy Więckowski, Marek Kucharski, Paweł Brodowski, Małgorzata Namysłowska, Janusz Rafalski, Lech Szprot, Marek „Słoma” Słomiński
Kiedy pogrzeb dobiegał końca, muzycy jeszcze raz chwycili za instrumenty, by zagrać, jak to jest w zwyczaju,
„When the Saints Go Marchin In”.
Finał miał dramatyczną końcówkę. Po kilku taktach wzywany z odpoczynku na pobliskiej przygrobnej ławeczce, Marek „Słoma” Słomiński, wstając osunął się, uderzył głową w nagrobną płytę i stracił przytomność.
Wezwaliśmy pogotowie, które bezzwłocznie przyjechało i zabrało, już przytomnego, Marka do szpitala.
Mamy nadzieję, że szybko wróci do zdrowia i na estradę.
Szkoda, że na pogrzebie nie było nikogo z tzw. „Starej Stodoły”, klubu, w którym Wiesiek debiutował, któremu kibicował od samego początku i któremu oddał kilkadziesiąt lat swojego jazzowego życia.
Wiesiu, niech Ci ziemia lekką będzie!