sie 20 2017
Złota Tarka 2017 – Inna Tarka
Tekst: Arek Mikulski
W dniach 12 – 13 sierpnia w Iławie odbył się 47 Międzynarodowy Festiwal Jazzu Tradycyjnego – Old Jazz Meeting Złota Tarka. W tym oku festiwal wyglądał jednak inaczej niż w poprzednich latach. Do tej pory koncerty festiwalowe odbywały się od piątku do niedzieli. Z biegiem lat, podczas których szczuplał budżet festiwalu, zmniejszał się niedzielny program. W piątki i soboty mieliśmy granie od popołudnia do rana, a w niedzielę była zwykle już tylko msza jazzowa i jeden – dwa koncerty. W tym roku piątek w ogóle „wypadł z grafika”, za to przybyło grania w niedzielę. W przeciwieństwie do dotychczasowych edycji festiwalu nie było w tym roku konkursu o „Złote Tarki”, a więc i koncertów konkursowych. Nie było także tradycyjnej parady nowoorleańskiej, która przechodziła ze Starego Miasta do amfiteatru. Było mniej imprez towarzyszących – zniknęły m.in. rejsy „Jazz na Jezioraku” i „Jazz za kratami”. Ale jak co roku za sprawą właściciela Galerii NA WPROST, fana jazzu, Edwarda Baranowskiego, można było zobaczyć bardzo ciekawą wystawę. Tym razem była to wystawa „Jazzem malowane” – obrazy Karola Bąka i rzeźby Dariusza Wieczerzaka. Nie było sklepiku festiwalowego z koszulkami i różnymi gadżetami festiwalowymi, nie było stoiska JAZZ FORUM (gdzie można było nabyć archiwalne numery JF i płyty CD). Nie było też programu festiwalu w formie książeczki z informacjami o wykonawcach. Zmieniła się także muzyka. W tym roku dyrektorem artystycznym festiwalu był Grzech Piotrowski – muzyk jak najbardziej nowoczesny i lista wykonawców ogłoszona przed festiwalem składała się głównie z wykonawców jazzu nowoczesnego (zespoły Piotra Wojtasika, Piotr Barona, Piotra Rodowicza, Alchemik Grzecha Piotrowskiego, Atom String Quartet, …). Muzycy świetni, ale raczej nie kojarzeni z tradycyjnym graniem. Oczywiście muzycy tej klasy są w stanie zagrać wszystko, ale „nie porzucając własnej skóry” grali inaczej niż tradycjonaliści. Nie na darmo ktoś kiedyś powiedział, że w jazzie nie jest ważne co się gra, ale jak się gra. Jak można było się spodziewać, muzycy dopasowując się do formuły festiwalu, „cofnęli się” muzycznie do ery swingu. Ale był to często swing à la moderne. Wyjątkiem na festiwalu były dwa w pełni tradycyjne koncerty w wykonaniu „ortodoksów”: HOT CLUB OF POLAND i laureata zeszłorocznej Tarki – DIXIE TEAM, które odbyły się jeszcze przed oficjalnym otwarciem festiwalu.
Wydaje mi się, że zmiana koncepcji festiwalu spowodowana była nie tylko inną wizją Grzecha Piotrowskiego, ale także mniejszym budżetem i brakiem czasu. Jeśli się nie mylę, Grzech Piotrowski obejmując funkcję dyrektora artystycznego miał znacznie mniej czasu do dyspozycji niż jego poprzednicy. Ponieważ nie rozmawiałem o tym ani z nim, ani z dyrekcją ICK (także brak czasu, tym razem mojego :)), pozostawiam te tezy tylko jako domysły i przechodzę do festiwalowych scen.
Jak już wspomniałem, koncerty rozpoczął na przystani HOT CLUB OF POLAND grający „gypsy jazz”. Później wystąpił w Parku Miejskim, laureat Złotej Tarki 2016 – zespół DIXIE TEAM, serwujący jak sama nazwa wskazuje rzetelny dixieland. Dalej było już mniej tradycyjnie. Z małym opóźnieniem, po godz. 20:00 W Amfiteatrze im. Louisa Armstronga rozpoczął się Koncert Galowy. 3-godzinny super-koncert pełen gwiazd: BIG COLLECTIVE BAND & ALCHEMIK ORCHESTRA & ATOM STRING QUARTET pod dyr. Wiesława Pieregorólki z solistami: Wojciechem Karolakiem (p), Piotrem Wojtasikiem (tp), Henrykiem Miśkiewiczem (as), Piotrem Baronem (ts), Robertem Majewskim (tp), Rafałem Sarneckim (g), Michałem Tomaszczykiem (tb), Martą Wajdzik (as) i wokalistami: Karen Edwards (USA), Lizą Rosa (Brazylia), Joanną Kucharczyk, Mateuszem Kraustwurstem oraz Jose Torres z zespołem HAVANA DREAMS. Niestety zapowiadana Ewa Bem nie zaśpiewała na festiwalu. Koncert przypominał mi trochę tematyczne widowiska multimedialne organizowane kiedyś przez Ryszarda Wolańskiego. Tym razem była to „wędrówka przez erę swingu”. Na tle najlepszej wg mnie scenografii w historii iławskiej Tarki otrzymaliśmy dużą dawkę swingu przeplataną muzyką latynoską. Było i „Bei Mir Bist Du Schoen”, i samba (Liz Rosa z towarzyszeniem Atom String Quartet), i „Take the „A” Train” z oryginalnym wstępem Ellingtona odtworzonym przez Wojciecha Karolaka i bardzo fajnym solem Piotra Barona. Wszystko na tle zdjęć reklam, muzyków i klubów z epoki. Na krótką chwilę pojawiła się też teatralno-muzyczna grupa MAŃKA DRUCIAK I WARSZAWIAKI z „zakazanymi piosenkami”. Gdzieś tak w połowie drugiej części koncertu publiczność nie wytrzymała i ruszyła do tańca kiedy Jose Torres i jego HAVANA DREAMS zaczęli grać „Quantanamerę”. I już tańczono do końca koncertu, czyli do ok. 23:30. Później przeszliśmy do Parku Miejskiego, gdzie Bal Jazzowy rozpoczął PIOTR RODOWICZ OCTET z m.in. „Fazim” Mielczarkiem (as), Robertem Murakowskim (tp) i Tomaszem Grzegorskim (ts). Śpiewała Laura Godziejewska. Po nich wystąpiła wspomniana już grupa MAŃKA DRUCIAK I WARSZAWIAKI, która wcześniej ubarwiła Koncert Galowy. Jednak ten rodzaj muzyki na balu nie był już chyba dobrym pomysłem. Od wytrwalszych balowiczów ode mnie dowiedziałem się, że później „zorganizowało się” coś na kształt jamu i było dużo dobrego grania.
Niedziela zaczęła się „po bożemu” o 14:00 mszą jazzową w amfiteatrze z udziałem zespołu Józefa Eliasza i Karen Edwards. Później o 17:00 ELJAZZ BIG BAND Józefa Eliasza rozpoczął Koncert Finałowy. Grali standardy swingowe i polskie evergreeny m.in. Warsa, Petersburskiego, Szpilmana (ten materiał można znaleźć na ich płycie „Wspomnienia”, nagranej z Lorą Szafran). Towarzyszyła im świetnie śpiewająca Natalia Pastewska. Po big-bandzie na scenie pojawił się PIOTR WOJTASIK QUINTET w składzie: Piotr Wojtasik (tp), Victor Toth (as), Michał Tokaj (p), Michał Barański (b) i Eric Allen (dr). To był dla mnie jeden z „magnesów” festiwalu. Jakoś nie mogłem sobie wyobrazić zespołu Piotra Wojtasika grającego jazz tradycyjny. Grali standardy. Wspaniale. Można było się zasłuchać i odlecieć. Ale w ich wykonaniu te utwory to już na pewno nie był jazz tradycyjny. Koncert Finałowy zakończył PIOTR BARON QUINTET, do którego po pewnym czasie dołączyła ALCHEMIK ORCHESTRA Grzecha Piotrowskiego z ATOMami i śpiewające panie z LUNA VOICES. Niestety nie mogłem już zostać na tej części koncertu, ale wg przekazów od zaprzyjaźnionych festiwalowiczów, był to bardzo dobry koncert. Należy jeszcze dodać, że koncerty w amfiteatrze prowadził Artur Orzech, a w parku Andrzej Śmigielski.
Podsumowując: było bardzo dużo bardzo dobrej muzyki, choć „młodszej” niż w poprzednich edycjach. Na scenie zabrzmiała (i chyba słusznie) muzyka latynoska, która do tej pory nie mieściła się w kanonie festiwalu. Światowa moda na nią pojawiła się w latach 50/60-tych dzięki takim artystom jak Jobim, Getz, Gilberto, więc kojarzyła się już z jazzem nowoczesnym (choć niektórzy twierdzą, że Stan Getz to teraz jest już w zasadzie jazz tradycyjny). „Rozpoznanie walką” pokazało, że to był dobry pomysł, choć słyszałem też głosy niezadowolenia. Tegoroczna Tarka generalnie była bardziej do słuchania niż do zabawy i tańca, co rozczarowało część publiczności. Nie było konkursu, ale ma on podobno powrócić w przyszłych edycjach. Potwierdzałoby to moje wcześniejsze przypuszczenia o problemach czasowych i finansowych organizatorów. Publiczność dopisała, mimo iż było jej trochę mniej niż w poprzednich latach, kiedy amfiteatr w soboty „pękał w szwach”. Co będzie dalej czas pokaże. Mam nadzieję, że tegoroczne „okrojenie” Tarki było jednorazowym przypadkiem, a nie początkiem zmniejszania się festiwalu.