lip 27 2023
Andrzej Śmigielski – wspominienie
Oprac. Radosław Czapski. Dzięki życzliwości Krzysztofa Niżyńskiego.
16 lipca 2023 roku odszedł od nas Andrzej Śmigielski (1944 – 2023), wspominamy radosne wydarzenie z jego życia:
Cztery śluby i wspólne wesele
12 października 1972 roku, w warszawskiej Stodole przy ul. Nowowiejskiej miała miejsce zbiorowa ceremonia ślubna z hucznym, wspólnym weselem. Ślub wzięły cztery pary przyjaciół: Elżbieta Jodłowska i Henryk Serafinowicz-Alber, Joanna Chłystowska i Andrzej Śmigielski, Jolanta Marciniak i Jan Sawka, oraz Małgorzata Witkowska i Marek Gołębiowski.
Niecały miesiąc później, 9 listopada 1972 roku, Stodoła przeniosła się na ul. Batorego 1.
Cztery śluby i jedno wesele
PAŃSTWO MŁODZI – CZTERY PARY – zajechali z fasonem, jak na artystyczne dusze przystało, furgonetką, wymalowaną specjalnie na tę okoliczność. Przed warszawskim Pałacem Ślubów czekały już tłumy przyjaciół, znajomych, wielbicieli. Wykwintna sala, w której odbywa się ceremonia zaślubin okazała się zbyt kameralna, aby pomieścić aż tylu gości. Ci, którym nie udało się dopchać do „ołtarza” cierpliwie czekali na schodach z kwiatami i niekonwencjonalnymi podarunkami. Wśród tych ostatnich były nawet główki kapusty, ofiarowane szczodrymi rękami na nowe gospodarstwo.
Nowo zaślubieni małżonkowie przyjmowali wszystko z wdzięcznym sercem i rozpromienionymi twarzami. Zamiast tradycyjnego marsza weselnego Mendelssohna zagrano im stare przeboje „Indonezję” w interpretacji Janusza Gniatkowskiego i „Zachodni wiatr” w wykonani Marty Mirskiej – czym podkreślono przekorę kabaretową związanych stadeł. Bo w każdej z tych czterech par, które solidarnie jednego dnia o tej samej porze stanęły do ślubu, przynajmniej jedna ze staron jest związana dłużej lub krócej ze studenckimi kabaretami.
A potem odbyło się huczne wesele w starej kolorowej „Stodole”, bliskiej kabaretowym sercom Elżbiet Jodłowskiej, Jolanty Marciniak, Marka Gołębiowskiego, który ostatnio założył tu osobliwe Towarzystwo imienia Karola Charlesa Kilwatera. Za pomyślność młodych par wznoszono toasty poczwórne, oczywiście w imponującej oprawie artystycznej
(HEN) „Sztandar Młodych”,
Warszawa, piątek, 13 października 1972 r.
8 razy „tak”
Małżeński korowód w „Stodole”
Ach, co to był za ślub! – wzdychali wszyscy zaproszeni goście opuszczając dziś rano bladym świtem weselny salon studenckiego klubu „Stodoła”. I „Express” tam był, miód i wino pił, a co się zdarzyło – opowie.
Głównymi bohaterami wczorajszej uroiczystości były aż cztery młode pary. Przedstawiamy: Joanna Chłystowska i Andrzej Śmigielski, najweselszy człowiek w całej Warszawie, Elżbieta Jodłowska (piosenkarka) i Henryk Serafinowicz-Alber (jeden z duetu gitar klasycznych), Jolanta Marciniak (piosenkarka) i Jan Sawka (plastyk), Małgorzata Witkowska i Marek Gołębiowski (wieczny prześmiewca i mim). Wszyscy z wielkiej rodziny „Stodolanej” braci artystycznej.
Zaprosili nas tradycyjnie do Pałacu Ślubów. – Ale już przy wejściu – niespodzianka: weselny cocktail muzyczny w wykonaniu jazzmenów ze „Stodoły”, tłumy gości, pęki kwiatów, błyski fleszy aparatów fotograficznych. Ciekawskich nie brakowało! Za to ani śladu młodych żonkosiów i oblubienic. Wreszcie przyjechali. Wysiedli z furgonetki. Dwóch brodaczy w tużurkach, dwóch panów w garniturach, panie w zwiewnych muślinach, wymyślnych kreacjach mini i maxi.
CEREMONIA zaślubin toczyła się zgodnie z rytuałem. Osiem razy padało sakramentalne „tak”. Uściski, całusy, życzenia i butelka szampana. I właśnie wtedy zaczęła się szampańska zabawa, (…) zgotowali nowożeńcom koledzy-studenci. Główki kapusty w prezencie ślubnym i „Indonezjana” miast marsza weselnego. Dalszy ciąg zabawy miał miejsce już w „Stodole” (…) uczty weselnej.
„Stodoła” – staruszka, jeszcze ta na Nowowiejskiej, pękała wczoraj w szwach.
Na głowy czterech młodych par i weselnych gości wysypano kilogramy confetti. Woda sodowa płynęła strumieniami, a inne trunki lały się mniej obficie. Po tradycyjnym akcie przenoszenia przez próg i powitania chlebem i solą – nikt już nie pamiętał, że nowożeńcom przyszykowano biesiadny stół z baldachimem i „rodzinnymi portretami” w tle, że trzeba przestrzegać konwenansów. Obowiązywały jedynie reguły wspaniałej zabawy. Rozpoczął ją akt wręczenia kolejnych podarków weselnych – pajdy chleba i kaszanki. Potem jak spod ziemi wynurzył się warszawski kataryniarz, ściągnęła kapela cygańska, której popisy przerwały popisy kulturystów. A wszyscy „ubawieni”, czyli zadowoleni, wrzucali grosz do zabawnej skarbonki – „wielkiej świni”. Dla posażnych panien!
Wśród weselnych gości rej wodził niezastąpiony tercet „Salonu Niezależnych”, ale i inni dotrzymywali im kroku w wymyślaniu najprzeróżniejszych dowcipów i gagów. Tańce, hulanki, swawole trwały do białego rana. Wymknęliśmy się z gościnnych progów chyłkiem, milczkiem, pozostawiając za biesiadnym stołem cztery młode pary. Wszystkiego najlepszego!
(peg) „Express Wieczorny”,
Warszawa, piątek, 13 października 1972 r.