mar 21 2022
Zbigniew Jaremko, ostatnie pożegnanie
Oprac. Andrzej Rumianowski tekst: Paweł Brodowski, Marzena i Filip Jaremko fot. Andrzej Rumianowski
W poniedziałek 21 marca 2022 roku pożegnaliśmy Zbyszka Jaremko. Msza święta została odprawiona w południe w kościele Duszpasterstwa Środowisk Twórczych przy Placu Teatralnym w Warszawie.
Na uroczystość pożegnania przybyło wielu przyjaciół muzyka.
Tuż przed rozpoczęciem nabożeństwa solo na fortepianie zagrał Włodek Pawlik wplatając motywy przejmującej pieśni Paula Simona „The Sound of Silence”.
Po części liturgicznej drogę artystyczną Zbyszka Jaremko i jego najważniejsze dokonania przypomniał w swoim wystąpieniu Paweł Brodowski.
Głos zabrał także Janusz Szrom
i żona Zbyszka, Marzenna Jaremko.
Na uroczystości obecny był ich syn, Filip Jaremko
Nie zabrakło wzruszeń muzycznych.
Przyjaciele z legendarnego zespołu Jazz Carriers, Henryk Miśkiewicz (na saksofonie altowym) i Paweł Perliński (na fortepianie) żegnali Zbyszka Jego balladą „Przede wszystkim, proszę nie ryczeć”,
Córka Henryka, chrześniaczka Zbyszka, Dorota Miśkiewicz, zaśpiewała „Poranne łzy” – Jego cudowną piosenką rozsławioną przez Krysię Prońko i amerykańską Marę Getz („The Morning Tears”). Akompaniował Dorocie Paweł Perliński na fortepianie, Henryk Miśkiewicz dołożył solówkę na sopranie.
By tradycji stało się zadość, po zakończeniu uroczystości zabrzmiały przed kościołem nowoorleańskie pieśni cmentarne.
The Warsaw Dixielanders wznieśli żałobny zgiełk grając, jak to jest już w zwyczaju, „St. James Infirmary”, „Tin Roof Blues”, a na koniec, w żwawym tempie, „Oh, When The Saints Go Marchin’ In”.
Urna z prochami Zbyszka Jaremko została przewieziona i spoczęła na cmentarzu parafialnym parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Kozłowie Biskupim.
Cześć Jego Pamięci!
Poniżej ostatnie pożegnanie, napisane i odczytane przez Pawła Brodowskiego:
Zbyszek Jaremko – ostatni chorus
W naszym dzisiejszym świecie jest co raz groźniej i robi się pusto. Wykruszają się giganci polskiego jazzu. 2 marca, tego samego dnia, kiedy na Powązkach żegnaliśmy Zbyszka Namysłowskiego, odszedł na zawsze Zbyszek Jaremko.
Był wielkim nieobecnym, od dłuższego czasu chorował, stracił kontakt z kolegami-muzykami, zniknął z pola widzenia, był poza radarem. Wciąż słyszałem pytania: „Co się dzieje ze Zbyszkiem Jaremko, czy gdzieś jeszcze występuje? Dawno Zbyszka nie widziałem”. Od kilku lat Zbyszek Jaremko zmagał się z chorobą Alzheimera.
Ale przez wiele lat był na linii frontu. Wybitny klarnecista, saksofonista, kompozytor, aranżer, także pedagog. Był podwójnym absolwentem wyższych uczelni: Wydziału Muzykologii Średniowiecznej w Akademii Teologii Katolickiej i Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Warszawie na Wydziale Teorii i Kompozycji.
Wyróżniał się w naszym środowisku wiedzą, miał szerokie horyzonty. Ale miał też swój charakter, był wymagający – od innych i od siebie samego, nie zawsze układały się mu się relacje z innymi muzykami, dlatego być może nie osiągnął wszystkiego, co mógł osiągnąć, tego, o czym pewnie marzył.
Jego karierę muzyczną wyznaczały zespoły: Old Timers, Jazz Carriers, Sun Ship, Swing Session, orkiestry jazzowe, dorobek kompozytora i aranżera, praca pedagogiczna.
Urodził się 27 maja 1946 roku w Skarżysku Kamiennej, w rodzinnym mieście rozpoczął edukację muzyczną, Wcześnie ujawnił swój talent i predyspozycje. Mając 15 lat został instruktorem muzycznym w Domu Kultury. Naukę w średniej szkole muzycznej podjął w Kielcach, w klasie klarnetu. I kontynuował tę naukę od połowy lat 60-tych w Warszawie.
W wieku 20 lat zadebiutował w zespole Hagaw. Rok później został klarnecistą najlepszego w Polsce zespołu tradycyjnego – Old Timers.
Grał z Old Timersami przez następne pięć lat. W tym okresie zespół Henryka Majewskiego trzykrotnie zdobywał Złotą Tarkę – w latach 1967, 68, i 69.
W 1970 Jaremko zwyciężył w ankiecie czytelników miesięcznika „Jazz” w kategorii klarnetu. Grał na płytach „Old Timers with Sandy Brown” i „Old Timers with Beryl Bryden”.
W latach 1970 – 71 terminował w Big Bandzie Stodoła. Przeszedł błyskawiczną ewolucję stylistyczną, od jazzu tradycyjnego przez swing do hard bopu. Przerzucił się na saksofon, grał na tenorze i sopranie. „Miałem irracjonalną pewność, że saksofon tenorowy został dla mnie stworzony” – mówił Zbyszek, Jego wzorami byli: Ben Webster, Hawkins, Parker, Adderley, Coltrane.
W 1972 roku założył własny kwintet, któremu dał nazwę Jazz Carriers. Tą nazwą wpisał swoją formację do tradycji zespołów z misją: Jazz Messengers, Jazz Believers, Jazz Crusaders, Jazz Couriers, Jazz Carriers. Posłańcy jazzu, wyznawcy jazzu, krzyżowcy, kurierzy, krzewiciele jazzu, apostołowie. Jazz Carriers – nazwa niby zachowawcza ale prorocza, bo musiało upłynąć jeszcze kilka lat, zanim nastąpił renesans jazzu klasycznego. Tymczasem postępowała rewolucja jazzu elektrycznego, nasilały się tendencje free.
Pierwszy, założycielski skład młodych wilków Jazz Carriers to obok niego:
Henryk Miśkiewicz (saksofon altowy)
Paweł Perliński (fortepian)
Marian Komar (kontrabas)
Zbigniew Kitliński (perkusja).
Nie trzeba było długo czekać na sukcesy. Zespół zadebiutował w 1972 roku na Jazz nad Odrą, gdzie wywalczył I nagrodę w kategorii zespołów jazzu nowoczesnego, zdobył złoty medal na festiwalu muzycznym w Přerov w Czechosłowacji, i triumfował na festiwalu w Beek en Donk w Holandii jako najlepszy zespół jazzu nowoczesnego. W 1973 roku ukazał się album „Carry On!” (z wykrzyknikiem!), wydany w złotej serii Polish Jazz. Jazz Carriersi grali amerykański twardy bop, ale utwory wyłącznie oryginalne członków zespołu i… „Szarą kolędę” Krzysztofa Komedy – to było chyba pierwsze płytowe nagranie tego utworu, który w przyszłości doczeka się wielu interpretacji. Jaremko ujawnił talent kompozytorski. Utwór tytułowy „Carry On”, który otwiera płytę to jego kompozycja.
W zespole tym od początku zwracała uwagę jakieś niesłychane, telepatyczne porozumienie i zgranie obu saksofonistów – Jaremki i Miśkiewicza. Łączyło ich braterstwo broni (saksofony) i braterstwo oddechu.
Henryk Miśkiewicz mówił:
„W tym czasie muzycznie najbliższy był mi Zbyszek Jaremko, w związku z tym nasze dusze oddychały podobnie. Niekiedy bez słów czuliśmy, co zagra ten drugi i jak na to zareagować. Bywało niekiedy tak, że we wspólnej solówce saksofonów w tym samym momencie zdarzało nam się zagrać tę samą frazę”. Zbyszek Jaremko:
„Dobry partner w zespole, to ten, kto dobrze odbiera i przekazuje. Takim partnerem jest dla mnie Heniu Miśkiewicz. Może dlatego, że obaj urodziliśmy się pod znakiem bliźniąt”.
Jaremko przyszedł na świat 27 maja 1946 toku, Henryk Miśkiewicz 2 czerwca 1951. Dzieliło ich pięć lat. Zbyszek był muzykiem bardziej doświadczonym. Można przypuszczać, że to on wprowadzał Henryka w świat jazzu.
Po rozpadzie Jazz Carriersów: współpracował Jaremko m.in. z Krzysztofem Sadowskim, razem z Miśkiewiczem grał w Kwintecie Alber-Strobel, i razem z Miśkiewiczem dołączył w roku 1978 do zespołu Sun Ship Adzika Sendeckiego. Słoneczny statek odleciał w stratosferę jako kwintet, stając się jednym z najwspanialszych i najbardziej lubianych polskich zespołów jazzowych tamtych lat. Pozostawił kilka płyt: „Aquarium Live” (1978) i „Follow Us” (1980).
W tym okresie, pod koniec lat 70., nie istniał już dawno Kwintet Stańki, Zbyszek Namysłowski wyjechał do Nowego Jorku. Na krajowej scenie na czoło wysunęły się dwa zespoły: Sun Ship i The Quartet (z Tomaszem Szukalskim). I jeden, i drugi zespół miał swoich zwolenników, były spory, który z nich jest lepszy, który ważniejszy.
Zbyszek Jaremko był rozchwytywanym muzykiem sesyjnym i orkiestrowym. Grał w Orkiestrze PRiTV Studio S-1 Andrzeja Trzaskowskiego i w Studiu Jazzowym Polskiego Radia, Grand Standard Orchestra i SPPT Chałurnik Jana Ptaszyna Wróblewskiego, a także w zespole Swing Session. Nagrywał z Ewą Bem („Be A Man”) i Stanisławem Sojką („Soykanova”), współpracował z wieloma innymi czołowymi wokalistami.
Prowadził działalność dydaktyczną, był wykładowcą na Warsztatach Muzycznych w Chodzieży; otrzymał stypendium Manhattan School of Music w klasie kompozycji i aranżacji Boba Brookmeyera.
Jako kompozytor był dwukrotnie był nagradzany w Międzynarodowym Konkursie Tematów Jazzowych w Monako – 1982 („Memory”) i 1984 („Waltz for Billy”). W 1986 nagrał autorski album „Dedication” z własnymi kompozycjami. W latach 90. grał m.in. z zespołem Sami Swoi.
Był inicjatorem niezwykłego projektu „Duke po polsku”. Nasi znakomici wokaliści śpiewali standardy Ellingtona, do których słowa napisał Wojciech Młynarski. Zbyszek opracował wszystkie aranżacje. Projekt ten prezentowany był na koncertach i wydany na płycie, na dwóch różnych płytach.
W 2002 roku oddalił się do Islandii, by przez szereg lat prowadzić działalność edukacyjną i gdzie stworzył młodzieżowy big-band.
We wrześniu 2013 roku na scenie Miejskiego Centrum Skarżyska-Kamiennej spotkali się muzycy, którzy w tym mieście kilkadziesiąt lat wcześniej zaczynali swoją przygodę z jazzem. Pomysłodawcą wydarzenia i jednym z uczestników koncertu był Zbigniew Jaremko.
W najnowszym numerze Jazz Forum w Księdze Polskich Standardów Janusz Szrom zaprezentował jedną najpiękniejszych kompozycji Zbyszka „Sen motyla”, do której słowa napisał Jonasz Kofta. Piosenką tą zadebiutowała w 1994 roku Ania Serafińska. Niestety Zbyszek Jaremko tej prezentacji i głębokiej analizy już nie zobaczył.
Był artystą wybitnym, człowiekiem prawdziwej pasji i szerokich horyzontów. Jego odejście to wielka strata dla polskiego jazzu, dla polskiej kultury.
Drogi Zbyszku! Twoja muzyka pozostanie. Ale nie składaj broni, just carry on! Tam na wiecznym jamie czeka już na Ciebie kilku przyjaciół z Twojego pierwszego zespołu i czeka wielu innych wspaniałych muzyków, z którymi dzieliłeś koncerty, sesje i podróże. Podróż trwa. Wszystko dopiero się zaczyna.
Tekst pożegnalny Marzeny oraz Filipa Jaremko, odczytany przez Janusza Szroma
– Dziękujemy wszystkim za obecność na tej uroczystości.
Zbyszek byłby bardzo wzruszony. Zwłaszcza że z wieloma z Was od lat nie miał kontaktu. Pomimo tego jesteście tu, aby uhonorować jego pamięć.
Jesteśmy Wam za to wdzięczni, jak i za okazane nam, w tych trudnych chwilach, wsparcie.
Szczególne podziękowania chcielibyśmy skierować do osób, które pomogły nam w wielu kwestiach organizacyjnych: Grażynie Miśkiewicz, Pawłowi Brodowskiemu, Piotrowi Rodowiczowi, Januszowi Szromowi i nieobecnemu tutaj Leszkowi Szyszko.
Dziękujemy Włodkowi Pawlikowi za piękne preludium do uroczystości, Joasi Morskiej-Osińskiej i Filipowi Zielińskiemu za nastrojową oprawę muzyczną liturgii.
Wielkie ukłony dla naszych przyjaciół, którzy dziś upamiętniają Zbyszka w najlepszy możliwy sposób – poprzez muzykę.
Za chwilę zagrają wieloletni przyjaciele Zbyszka: Henryk Miśkiewicz i Paweł Perliński, którzy wykonają jego kompozycję pt: Przede wszystkim proszę nie ryczeć.
Ceremonię uwieńczy chrześnica Zbyszka, Dorotka Miśkiewicz. Zaśpiewa jedną z najpiękniejszych ballad jazzowych pt: Poranne łzy. Urnę z prochami wyprowadzą koledzy z zespołu The Warsaw Dixielanders.
Zanim jednak oddamy przestrzeń muzyce, chcielibyśmy jeszcze zacytować wiersz Jonasza Kofty – ulubionego poety Zbyszka. Jest to „Epitafium dla Louisa Armstronga”, które pozwoliliśmy sobie odrobinę zmienić. Mamy nadzieję, że zarówno Jonasz jak i Louis nie mieliby nic przeciwko.
Ubyło nam. Ubyło.
Choć każdy przewidzieć mógł –
śmiertelna do życia miłość
zwaliła i ciebie z nóg
Śmierć ludziom przytrafia się potocznie.
Umiemy uśmiechem ją zbyć.
Teraz, Zbyszku, po prostu odpoczniesz.
Tylko nam będzie trudniej żyć.
Trochę prawdy ze świata ubyło.
Żałoba po Tobie ma kolor jarmarcznych tęcz
Wiara – Nadzieja – Miłość
Śpiewaj, kochaj, smuć się i męcz.